Nie za bardzo mogłem sobie znaleźć miejsce w domu i pomyślałem, że podskoczę do Zamościa w ramach treningu. Noc była spokojna, bezwietrzna no i ok. 21:00 wyjazd. W samym Zamościu...cicho i spokojnie, starówka pusta. Robię zdjęcie pomnika hetmana Jana Zamoyskiego - założyciela miasta:
Tłukę się trochę po parku, który w ubiegłym roku przeszedł rewitalizację, przy okazji straszę kaczki:-) Do domu wracam ok 23:00, w pełni dotleniony przed snem.
Przyszła niedziela i nie ma wyjścia - trzeba gdzieś jechać:-) Kilka lat temu zrobiłem sobie wycieczkę do Biłgoraja i jechałem praktycznie cały czas lasem i pamiętam, że było bardzo fajnie. Oczywiście tamta wycieczka odbyła się w sezonie letnim. Teraz znowu mi się zachciało tej trasy, ciul że zima:-) Wiał bardzo silny wiatr i też dlatego trasa musiała być maksymalnie po lesie. Tradycyjnie zdjęcie okładkowe:-)
Zaczynamy. Z domu wyruszam ok. 9'tej i kieruję się do Zwierzyńca - to miasteczko jest moim węzłem rowerowych wycieczek. Na początku jedzie się średnio, poruszam się po asfalcie, a tu straszna chlapa i dziury. Troszkę skracam sobie drogę, wjeżdżam na trakt krasnobrodzki i jestem w Zwierzyńcu. Dalej kieruję się do Tereszpola i jadę przez Sochy i Szozdy. W Sochach jest delikatny podjazd:
Wioska Sochy bardzo ucierpiała podczas ostatniej wojny, mianowicie 01.06.1943 hitlerowcy dosłownie zrównali ją z ziemią. Zginęło wówczas ok. 200 osób, nie oszczędzono nikogo, zamordowano nawet dzieci. Do kompletnej dewastacji wioski użyto samolotów. W miejscowości ocalała tylko jedna chałupa. Właśnie ta:
Niebawem docieram do Tereszpola i tam wjeżdżam w bezkresne lasy Puszczy Solskiej. Przecina je niebieski szlak Puszczy Solskiej, do którego niebawem docieram:
Z lasu wyjeżdżam dopiero w wiosce Wolaniny. Ten trójramienny krzyż to karawaka, czyli krzyż mający bronić wieś przed zarazą. Ten postawiono w 2005 roku w miejscu starego, jeszcze z XIX w.
Dalej dojeżdżam do Woli Małej i tutaj wjeżdżam na Szlak Rowerowy Pogranicza regionów, który doprowadzi mnie do Wzgórza Polak. Po drodze chałupa w Woli Dużej:
Przede mną jeszcze kawałek jazdy lasem i niebawem jestem znów w Tereszpolu. Trzymam się szlaku i do Wzgórza Polak zostaje 5 km jazdy pośród pól. Wiatr mało głowy nie urwie, ale widoki to rekompensują:
Z tego miejsca Marcin "Lelewel" Borelowski dowodził polskimi oddziałami podczas bitwy pod Panasówką - jedna z największych bitew powstania styczniowego. Mimo znacznej przewagi liczebnej wroga (1000 powstańców, 3000 Rosjan), bitwę wygrali Polacy. Na wzgórzu znajduje się pomnik:
Z lasu wyjeżdżam przy gajówce Panasówka i tutaj kończy się terenowa część mojej wycieczki. Do domu zostało ok. 30 km szosowej jazdy. Na początek jednam próbuję pomóc dwóm paniom w wypychaniu Citroena C3 z zaspy, niestety bez powodzenia bo w aucie rozpada się sprzęgło. Załatwiam holowanie i jadę do domu, do którego dojeżdżam oczywiście już w nocy:-) Ogólnie wyszła długa i bardzo fajna wycieczka. Pozdrawiam!
Dzisiejszego dnia pogoda niekoniecznie sprzyjała rowerowym wojażom, ale ja nie jeżdżę wtedy kiedy jest pogoda, tylko wtedy kiedy mi się chce...czyli zawsze kiedy mam czas:) Warunki w terenie były trudne - mróz puścił, wiał bardzo silny wiatr, dodatkowo wszechobecne błoto i pośniegowa breja. Z uwagi na te okoliczności przyrody, byłem przygotowany na samotną jazdę, a tu przyjemna niespodzianka - dwóch kolegów z SR również postanowiło uświnić swoje rowery:-) Nie było konkretnego planu gdzie jechać, ale jedno było pewne - jak najszybciej trzeba wjechać do lasu i schować się przed wiatrem. Jakoś tak to było: Z ekipą spotykam się na punkcie widokowym Hubale ok godz. 9'tej i na początek postanawiamy jechać do Zwierzyńca. Pierwsze kilometry mijają po w miarę suchym asfalcie, ale już w okolicach Kosobud na ulicy leży sporo błota pośniegowego i dlatego odbijamy w polną dróżkę prowadzącą do lasu. Po chwili okazuje się, że droga jest nieprzejezdna, leży sporo nieubitego, mokrego śniegu i trzeba prowadzić rowery ok. 1 km. W lesie natomiast jest już całkiem inaczej, cichutko i przyjemnie:
Pomimo wielu stresujących sytuacji, docieramy do Zwierzyńca bez strat w ludziach i sprzęcie. Zatrzymujemy się w miejscowej knajpie, uzupełniamy stracone kalorie i ruszamy dalej. Okazuje się też, że musimy odwiedzić kolegę w Kosobudach, gdzie byliśmy godzinę wcześniej. Miejscowość ta oddalona jest od Zwierzyńca o jakieś 10 km, ale my robimy 25:-) Na początek droga prowadzi nas do Guciowa. W tej niewielkiej miejscowości znajduje się słynna "Zagroda Guciów". To miejsce pozwala nam cofnąć się w czasie i zobaczyć jak wyglądało życie na wsi na przełomie XIX i XX wieku. To chyba jedyne miejsce w regionie, gdzie możemy zobaczyć chałupę krytą strzechą. W sezonie turystycznym możemy popróbować staropolskich, regionalnych i dość swoistych dań, jak np. zupa z pokrzyw. Właściciel też jest dość swoisty, latem często ubiera słomiany kapelusz, parciane spodnie przepasane sznurkiem i jakieś kierpce:-) Co tu opowiadać, tam trzeba po prostu być:-) Tak to wygląda:
Opuszczamy Bliżów i jedziemy do znanej już wam z poprzednich wpisów wioski Wojda. Cały czas poruszamy się bardzo urokliwym leśnym duktem. Aż chce się jechać:
Więcej taplania się w mokrym śniegu, niż tej jazdy, ale i tak było fajnie. Niebawem docieramy do cywilizacji, kończy się terenowo-leśny odcinek naszej wycieczki. Na początku trochę chlapy:
Potem już jest lepiej, ale zaczyna padać deszcz. Do domu zostało mi ok 10 km, ale postanawiam odprowadzić kolegów do Zamościa i dokładam jeszcze kilkanaście + droga powrotna. Powrót do domu tradycyjnie po zmroku. Mimo nieciekawych warunków, wycieczkę zaliczam do bardzo udanych. Mój rower jest zapewne mniej zadowolony:-) Pozdrawiam!
Tego wieczora nie mogłem usiedzieć w domu. Napadało trochę świeżego śniegu, dodatkowo utrzymywał się nieduży mróz i w ogóle nie było wiatru. Przed 22:00 wsiadam na rower i robię krótką wycieczkę do Zamościa i z powrotem. Na ulicach o tej porze ruch jest minimalny, tej nocy jest dość jasno i jazda po pustych, zaśnieżonych ulicach sprawia dużą przyjemność. W Zamościu odwiedzam fajnie oświetloną i również zupełnie pustą starówkę, robię zdjęcie ratusza...:
Tym razem celem mojej wycieczki był Józefów i Puszcza Solska. Tak się złożyło, że kilka dni wcześniej byłem służbowo w Józefowie i przypomniałem sobie o tamtejszych bardzo ciekawych szlakach. Miasto świetnie wykorzystuje swe malownicze położenie i mocno inwestuje w rozwój turystyki. Przez ostatnie dwa lata zmieniło się nie do poznania. Pierwszy raz w tym roku postanowiłem wykorzystać samochód do przewozu roweru, ale niestety nie pomogło mi to w przejechaniu całego szlaku rowerowego ziemi józefowskiej. Zostało mi do przejechania ok 20 km szlaku, ale dzień już się kończył, a zależało mi na zrobieniu kilku ładnych fotek i postanowiłem wrócić do Józefowa drogą publiczną. To w sumie dobrze, bo będzie okazja wybrać się w te strony jeszcze raz i dokończyć dzieło:-) A było to tak...: Wstaję niby wcześnie, bo ok 6'tej, ale pozbieranie się, zapakowanie roweru do auta zajmuje trochę czasu i dopiero po 8:00 wyjeżdżam z domu. Godzinę później jestem już w Józefowie, gotowy do akcji "Puszcza Solska". Szlak rozpoczyna się przy MDK, blisko rynku i na początku wiedzie w kierunku Fryszarki. Przede mną ok 30 km jazdy przez las, praktycznie z dala od cywilizacji. Jak się okazuje, niemal cały ten odcinek to jedno wielkie lodowisko:) Po ok 7 km jazdy docieram do Fryszarki nad rzeką Sopot. Przed wojną była w tym miejscu niewielka osada leśna, gdzie "fryszowano" czyli usuwano domieszki innych metali z rudy darniowej żelaza. Na obecność rudy darniowej wskazuje żółte zabarwienie okolicznych potoków. W tej chwili po osadzie nie ma już praktycznie śladu. Właśnie we Fryszarce, blisko mostu na Sopocie, zaliczam koncertową glebę na lodzie. Przy tym moście to było: :-)
Dalej jadę w stronę malutkiej osady o nazwie Borowe Młyny, a po drodze przejeżdżam przez uroczysko Maziarze - miejsce ostatniego boju żołnierzy AK i BCh, którym nie udało się uciec z niemieckiej obławy w Puszczy Solskiej, podczas akcji Sturmwind II. Zdjęcie poniżej przedstawia jeden z wielu takich strumyków w okolicach uroczyska Maziarze:
Po przejechaniu kilku kilometrów docieram do Borowych Młynów, osady malowniczo położonej w sercu puszczy, nad rzeką Tanew. Oto królowa roztoczańskich rzek:
Kolejnym miejscem, które odwiedzam jest Błudek. W tym miejscu od jesieni 1944 do wiosny 1945 działał obóz pracy dla żołnierzy AK, zorganizowany przez NKWD. Obóz został rozbity w 1945 przez oddział AK Konrada "Wira" Bartoszewskiego...
Dalej szlak mnie prowadzi do miejscowości Nowiny. Niewielu wie, że właśnie tam również znajdują się szumy na rzece Sopot, może nie takie jak na Tanwi, ale i tak bardzo urokliwe. Poniższe zdjęcie przedstawia meandrującą rzekę Sopot, kilkaset metrów przed początkiem rezerwatu Czartowe Pole. Jest to magiczne miejsce, które każdemu polecam odwiedzić w lecie. Robione tam zdjęcia są często tematem kalendarzy, plakatów. Trzeba tam być!!!
Majdan Sopocki to dobrze znana miejscowość wypoczynkowa, bowiem znajduje się tam bardzo malowniczy zalew. Dodatkowo amatorzy starego budownictwa znajdą we wsi bardzo dużo starych chałup o konstrukcji zrębowej, z charakterystycznymi małymi oknami. Następnie kieruję się w kierunku wsi Husiny. W pobliżu wioski znajdują się źródła rzeki Sopot. Tak to wygląda:
Szlak dalej wiedzie do miejsca zwanego "Wzgórze Kamień". Jest to pomnik przyrody nieożywionej, gdzie możemy zobaczyć spore formacje głazów. Nie robiłem zdjęć bo ciemno tam jak cholera:-) Na zaśnieżonym leśnym dukcie sporo śladów zwierzyny różnej maści i zero śladów pojazdów czy człowieka...:
Po chwili docieram do wsi Stanisławów i czeka mnie parę kilometrów asfaltu i kilka podjazdów. Obserwuję charakterystyczne ukształtowanie terenu tych okolic:
W okolicach wioski Szopowe szlak schodzi z asfaltu i prowadzi mnie urokliwą leśną ścieżką. Nieopodal znajduje się stok narciarski, przy którym zatrzymuję się na chwilkę. Jeszcze kawałek przez sosnowy las i Józefów Roztoczański tuż tuż:
W Józefowie Roztoczańskim właśnie rozstaję się ze szlakiem rowerowym i już drogą publiczną docieram do Józefowa. Ciekawostką jest, że za budynkiem Nadleśnictwa Józefów znajduje się oryginalny pręgierz, jeszcze z czasów Ordynacji Zamojskiej. Pręgierz to kamienny słup sytuowany przy rynku miejskim, do którego przywiązywano przestępców i publicznie wymierzano im kary cielesne. Na zdjęciu szukamy 1,5 metrowego słupa za rogiem budynku:
W ten oto sposób bardzo przyjemnie upłynął dzień, w większości z dala od cywilizacyjnego zgiełku:-) Ten wyjazd był też testem nowych opon Geax Saguaro, no i wypadły bardzo dobrze. Ilość gleb tego dnia to 2, i to były koncertowe gleby. Jedna na lodzie, na plecy, a druga na szczupaka przez kierownicę, kiedy przednie koło zapadło się w śniegu. Bywa i tak:-) Pozdrawiam wszystkich!!!
Witam po dłuższej nieobecności. Miałem trzy tygodnie przerwy w jeździe rowerem z powodu przeziębienia, a później wszechobecnego w moich stronach. W końcu jednak wszystko się unormowało i zaplanowałem sobie trasę po Szczebrzeszyńskim Parku Krajobrazowym i w okolicach Zwierzyńca. Plan zrealizowałem w pełni, ale to tylko dlatego, że strasznie uparty ze mnie typ:-). Z powodu nieprzejezdności szlaków na niektórych odcinkach, zmuszony byłem do prowadzenia roweru...no i tak sobie prowadziłem grubo ponad 10 km. Nieprzetarte odcinki szlaków i gruba warstwa zmrożonego śniegu, który niestety załamywał się pod kołami, zrobiły swoje. No cóż, było różnie, ale i tak było bardzo fajnie:-) Według mnie to chyba najlepsza fotka z wypadu:
Z domu wyjeżdżam ok 8:30 i kieruję się w stronę Szczebrzeszyna. Jadę sobie wśród pól i lasów, po drodze żadnej żywej duszy (poza sarnami), i 20 km wybija dosyć szybko. W Szczebrzeszynie kupuję sobie Snickersy i robię parę zdjęć. Poniżej fotka szczebrzeszyńskiej synagogi, zbudowanej na początku XVII w. Później była kilkakrotnie niszczona, ostatnio podczas działań wojennych w 1939r. W latach 1957-1963 została odbudowana i obiekt przeznaczono na MDK.
Kierując się znakami czerwonego szlaku pieszego, jadę do Szperówki. Na początku jechało się dobrze, potem trochę mną wytrzęsło po śladach końskich kopyt (kuligi w modzie), potem trochę prowadzenia, ale jakoś dojechałem do cywilizacji. Po drodze oczywiście były wąwozy:
Dalej poruszam się niebieskim szlakiem centralnym i zmierzam w stronę Kawęczynka. Po drodze przejeżdżam przez tzw. szczebrzeszyńskie piekiełko. Poniższe zdjęcie przedstawia górę o nazwie Czubatka. Wg legendy jest tam wejście do piekła:-)
Mijam Kawęczynek i dalej za znakami szlaku centralnego jadę do Lipowca. Po drodze piękne lasy, trochę solidnych podjazdów i ładne wąwozy. Tutaj widok na Gorajec i okoliczne wioski:
W Lipowcu odnajduję znaki czarnego szlaku łącznikowego Zwierzyniec - Lipowiec i tym szlakiem kieruję się w stronę Zwierzyńca właśnie. Po drodze wzgórze Dąbrowa - najwyższe wzniesienie Roztocza Zachodniego:
Już przed samym Zwierzyńcem, w miejscowości o uroczej nazwie Bagno, przejeżdżam przez most na Wieprzu. Oto ulubiona rzeka kajakarzy, w sezonie jest tu ruch jak na autostradzie:-)
W Zwierzyńcu konsumuję resztki prowiantu i już asfaltem wracam do domku. Oczywiście już po nocy...norma:-)Trzeba dobrze wykorzystać dzień:-) Jeżeli ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś więcej o opisywanych przeze mnie obiektach, terenach, legendach itd., to proszę śmiało pytać:-) Miłego oglądania!
Plan na niedzielę był taki, żeby przejechać cały szlak Aleksandry Wachniewskiej (dookoła RPN - 70 km terenu). Nie do końca się to udało, bo okazało się, że śniegu jest zbyt dużo i wielu miejscach koniecznością byłoby prowadzenie, a może i niesienie roweru. Trasę modyfikowałem na bieżąco w zależności od warunków i wyszła z tego świetna wycieczka...ale do rzeczy. Niedzielny poranek wita mnie bezchmurnym niebem, temperaturą -8 stopni C (potem się trochę ociepliło) i praktycznie bezwietrznie. Tym razem nie jadę sam - lecę do Zamościa na spotkanie Arkiem ze Strefy (www.strefarowerowa.pl), której zresztą sam jestem członkiem. Ustawiamy się tradycyjnie pod pomnikiem Jana Zamoyskiego (tzw. "kobyłą") i po chwili gonimy w kierunku Szewni Dolnej, żeby zacząć leśną część naszej wycieczki. Po drodze przejeżdżamy przez Hubale, gdzie znajduje się punkt widokowy:
Tutaj podejmuję decyzję o modyfikacji trasy, bo dalej szlak prowadzi praktycznie pomiędzy drzewami i jest nieprzetarty. Kierujemy się na Bliżów, właśnie tą drogą dojeżdżają mieszkańcy Wojdy. Fajnie, co?:
W Bondyrzu znów modyfikuję trasę. Pierwotnie chciałem dojechać do Lasowiec przez rezerwat Debry, ale szlak jest nieprzejezdny i po chwili uderzamy od Guciowa. Pierwsza połowa trasy jest ok, ale dalej jest "troszkę" gorzej - przed nami 3km przecierania szlaku. Ktoś to musiał zrobić:-)
To tutaj dnia 04.02.1943 oddział polskich partyzantów został zaatakowany przez żołnierzy niemieckich. W wyniku tego ataku poległo 29 polaków. Po krótkim postoju udajemy się w kierunku Florianki. Z Lasowiec wyjeżdżamy dość przyjemną, odśnieżoną dróżką:
Florianka to bardzo urokliwa miejscowość ukryta wśród roztoczańskich lasów, gdzie ma miejsce m.in hodowla konika polskiego. Możemy się tam też przespacerować ścieżką dendrologiczną i podziwiać okazy wielu gatunków drzew rodzimych, a także pochodzących z Azji, czy Ameryki Północnej. Polecam!!! Do Zwierzyńca wracamy żółtym szlakiem rowerowym. Po drodze fotografuję strumień Świerszcz, który zasila np. staw kościelny. Zobaczcie jak fajnie wygląda:
Powrót ze Zwierzyńca głównie po drogach utwardzonych i niekiedy strasznie oblodzonych:-). Kończąc naszą leśną eskapadę czujemy, że spada temperatura. Na samym finiszu termometr pokazuje -8 stopni C. Wycieczkę zaliczam do bardzo udanych. Sporo śniegu i świecące słońce spowodowały niesamowitą atmosferę w lesie. Pozdrawiam oglądających!!!
Było właśnie tak jak w tytule. W nocy padał deszcz i w ogóle była straszna plucha, a nad ranem złapał mróz. Można sobie tylko wyobrazić jak wyglądała sytuacja na ulicach...Ta sytuacja całkowicie zmodyfikowała mój plan na dzisiejszy dzień. Zrobiłem sobie krótką, ale bardzo fajną wycieczkę na Wojdę. Okazało się, że nie tylko na asfalcie nie dało się jechać rowerem - nawet bardziej uczęszczane polne drogi były niesamowicie śliskie. Jedynie leśne dukty nie sprawiały problemów, a padający śnieżek stworzył dodatkowo fajny klimacik. To chyba dzisiejsze najlepsze ujęcie:
Do miejscowości Wojda dojeżdżam ścieżką przyrodniczo-historyczną z początkiem w Szewni Dolnej. Wojda to bardzo mała miejscowość ukryta wśród roztoczańskich lasów (dojazd tylko leśną dróżką). 30 grudnia 1942 r. miała tu miejsca bitwa połączonych sił partyzantów polskich i radzieckich i batalionów chłopskich z okupantem niemieckim. Był to protest przeciw masowym wysiedleniom mieszkańców zamojszczyzny. Potyczka zakończyła się zwycięstwem partyzantów i był to początek tzw. powstania zamojskiego. Pomnik w Wojdzie:
Po odwiedzeniu Wojdy poruszam się czerwonym szlakiem partyzanckim w kierunku wsi Kosobudy - jednej z najstarszych roztoczańskich wsi. Samą wieś pokazuje pierwsze zdjęcie. Zjazd do miejscowości:
Witam wszystkich gorąco! Tak się składa, że to mój pierwszy wpis na bikestats:-) Zauważyłem, że wycieczki po Rozotoczu pojawiają się na tym portalu dosyć rzadko...czas to zmienić:-) Postaram się pokazać, że warto czasem zawitać na Roztocze na rowerku. To tak tytułem wstępu, ale do rzeczy... Pomyślałem, że warto należycie (na rowerze) rozpocząć ten Nowy Rok, szczególnie kiedy za oknem zapowiada się ładna pogoda. Wyruszam po 9'tej na MTB trochę potłuc się po lasach. Pierwsze 10 km po szosie z dosyć chłodnym i mocnym wiatrem centralnie w twarz:-) Wjeżdżam do lasu:
Na szczęście ten oblodzony odcinek nie jest długi. Potem jest dużo lepiej, przejeżdżam przez Rezerwat Jarugi i podążam w kierunku Szczebrzeszyna. Po pewnym czasie trudniejszy odcinek, śnieg jest zmrożony i stawia duży opór:
Po 10 km jazdy lasem dojeżdżam do Szczebrzeszyna i jadę za znakami Centralnego szlaku rowerowego Roztocza, by dojechać do lasu Cetnar. Po drodze piękne widoki:
Jest to barokowa świątynia budowana w latach 1741-1747. Usytuowano ją na wyspie na stawie, wg legendy wykopanym przez jeńców tatarskich. W nocy jest pięknie oświetlona, ciekawostką jest fakt, że nie ma tu "zwykłego" ołtarza - w zamian mamy polichromię (ołtarz namalowany na ścianie). Po chwili odpoczynku udaję się w kierunku Zamościa:
Złośliwi mówią, że to najdłużej oblodzona droga w Polsce:-)W tych warunkach dobijam do Kosobud, a potem do Zamościa już po suchym asfalcie. Zamość odwiedzam z dwóch powodów. Po pierwsze, chcę pokazać wam ratusz:
Po drugie, umyć rower na stacji z uwagi na jego skrajne ufajdanie:-) Pozdrawiam wszystkich oglądających! Stopniowo będą pojawiać się kolejne wpisy, serdecznie zapraszam! :-)
Mieszkam niedaleko pięknego miasta Zamościa, będącego świetną bazą wypadową na Roztocze. Mając takie krajobrazy na wyciągnięcie ręki, nie sposób nie jeździć na rowerze:-)
Jestem przewodnikiem terenowym po Zamościu i Roztoczu.
Moja pasja rowerowa tak na dobre zaczęła się w 2006 r. kiedy to sprawiłem sobie rower trekkingowy marki Arkus...i tak trwa dalej:-)
W 2012 roku przejechałem blisko 8 tys. km. Od stycznia obiecuję dokumentować dla Was swoje wycieczki po Roztoczu i nie tylko:-)
Zapraszam do wspólnej jazdy.