Wpisy archiwalne w kategorii

Po terenie

Dystans całkowity:1903.94 km (w terenie 867.00 km; 45.54%)
Czas w ruchu:46:33
Średnia prędkość:17.01 km/h
Maksymalna prędkość:63.38 km/h
Suma podjazdów:4618 m
Suma kalorii:6188 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:65.65 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Wyjazd do...:-)

Piątek, 23 maja 2014 · Komentarze(1)
Kategoria Po terenie, do 100km
Zrobiło się w końcu ciepło, a nawet gorąco, ale najważniejsze, że deszcz trochę odpuścił. Jeszcze trochę i człowiek popadłby w depresję:-) Postanowiłem zacząć jeździć rowerem do swojej kobity, bo samochodem już mi się znudziło:-)
Z domu wyjeżdżam po 18'tej i zamierzam jechać jak najwięcej po terenie, bo to mi sprawia jak na razie większą frajdę. Na rozgrzewkę taki sobie średni podjazd:
Okolice wioski Hubale
Okolice wioski Hubale © kierowcaroweru

Następnie miły odcinek brzegiem lasu:
Las w okolicach wsi Kąty
Las w okolicach wsi Kąty © kierowcaroweru

Po kilku kilometrach totalnego odludzia, dojeżdżam do wioski Kąty, a tam miłe panie śpiewają sobie majówkę. Ta tradycja już powoli zanika.
Przejeżdżam przez wspomniane Kąty, potem Zawadę, a dalej czeka mnie prosty, kilkukilometrowy odcinek wśród pól. Całkiem fajnie się jechało...z jednym ale - akurat o tej porze rolnicy masowo opryskiwali zboża. Następnym razem zabieram do plecaka maskę na twarz:-)
Wieś Zawada w gminie Zamość
Wieś Zawada w gminie Zamość © kierowcaroweru

Polna droga w kierunku wsi Białobrzegi
Polna droga w kierunku wsi Białobrzegi © kierowcaroweru

Dojeżdżając do szosy prowadzącej z Zamościa do Nielisza, natrafiam na taką oto przeszkodę:
Skutki intensywnych opadów deszczu w gminie Nielisz
Skutki intensywnych opadów deszczu w gminie Nielisz © kierowcaroweru

Nie zamierzam ufajdać roweru i przy okazji siebie, dlatego omijam tą wodę kombinując jak koń pod górę:-)
Dojeżdżam do cywilizacji, a dokładnie do wioski Kolonia Zarudzie, chociaż patrząc na zagęszczenie dziur w asfalcie, to już chyba wolę jazdę polnymi drogami i brak cywilizacji:-) Nawet prędkość na tym "asfalcie" niższa niż na polnych drogach, ale za to skupienie większe...może to tak ma być, ma to poprawiać refleks?:-) Zdjęcia nie dołączam, bo wstyd:-)
Wreszcie wpadam na główną drogę do Nielisza i co dziwne, jak na moją tegoroczną kondycję, całkiem dobrze mi się jedzie, 30 raczej z licznika nie schodzi:-) Taka sielanka długo jednak nie trwa, bo niebawem muszę odbijać znowu na bezdroża, a tam...
Piaszczysta droga w...Ruskich Piaskach:-)
Piaszczysta droga w...Ruskich Piaskach:-) © kierowcaroweru

Miejscowość nazywa się Ruskie Piaski, a więc droga jest typowa:-) Lekko nie jest, muszę prowadzić rower przez niecałe 2km, to tak dla rozprostowania kości. Niebawem docieram do miejsca zwanego przez okolicznych mieszkańców Sudoma, o którym krążą różne, niekoniecznie miłe opowieści. Podobno nie wolno tamtędy przechodzić w nocy bo...(nie napiszę, bo nie wiadomo kto czyta tego bloga) :-) Dla uspokojenia sytuacji dodam, że ja przejeżdżam cało:-)
Po jeszcze kilku kilometrach po asfalcie, dojeżdżam do celu.
Miłego! Cześć:-)


Rozruch po terenie

Sobota, 26 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
Kategoria do 100km, Po terenie
Witam po dłuższej przerwie! Ostatnio bardzo rzadko pojawiam się na stronie i bardzo mało jeżdżę, a to wszystko przez problemy zdrowotne - mam chory żołądek. W tym roku przejechałem może 100km! Wstyd!
Dzisiaj pomyślałem sobie, że może jazda na rowerze dobrze mi zrobi i wybrałem się na pierwszą w tym roku jazdę po lasach. Było całkiem fajnie i będę się starał, żeby w miarę możliwości coś tam skrobać na bikestats. Okładka:
Paśnik gdzieś w lesie
Paśnik gdzieś w lesie © kierowcaroweru

Startuję po południu i jadę polnymi drogami w stronę roztoczańskich lasów.
Przez pustkowie:-)
Przez pustkowie:-) © kierowcaroweru

Niebawem wjeżdżam do lasu, a po przejechaniu kilku kilometrów docieram do leśniczówki Markowiczyzna.
Leśniczówka Markowiczyzna w okolicach wioski Kąty
Leśniczówka Markowiczyzna w okolicach wioski Kąty © kierowcaroweru

Dodam, że takie nazwy leśniczówek najczęściej brały się od imienia urzędującego tam leśniczego.
Tymczasem w lesie już zielono, ptaszki śpiewają i samie takie:-)
A w lesie już zielono
A w lesie już zielono © kierowcaroweru

Leśna dróżka
Leśna dróżka © kierowcaroweru

Docieram do znaków szlaku Wachniewskiej, tzw. obwodnicy RPN, i tak sobie jadę do Skaraszowa. Cały granica parku jest wyznaczona takim oto rowem.
Przy granicy Roztoczańskiego Parku Narodowego
Przy granicy Roztoczańskiego Parku Narodowego © kierowcaroweru

Skrajem lasu
Skrajem lasu © kierowcaroweru

Docieram do Skaraszowa i widzę takie sielskie widoki z bocianami w tle.
Skaraszów - mała wioska przy granicy RPN
Skaraszów - mała wioska przy granicy RPN © kierowcaroweru

Jeszcze kawałek polnymi dróżkami i docieram do domu.
Jazda wśród pól
Jazda wśród pól © kierowcaroweru

Kilometrów niedużo, ale dobre i to. Do następnego:-)


VIII Gwiaździsty Rajd na Wzgórze Polak

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(0)
Witam po dłuższej nieobecności. Kurcze, nazbierało mi się zaległych wpisów z całego miesiąca. Ale jaja, jak to będzie teraz ogarnąć? Może trzeba zabrać się do tego od tyłu? Jest to jakiś plan i tak właśnie zrobię, a nie będzie to dla mnie takie trudne, bo często np. gazetę czytam od tyłu i takie przykłady można mnożyć:-)
Dobra, wystarczy tego wstępu, przejdę do sedna sprawy. W dniu dzisiejszym odbył się już VIII rajd rowerowy na Wzgórze Polak i postanowiłem w końcu wziąć w tym udział. Nazbierało się trochę chłopa z Zamościa, w sumie to chyba ze dwadzieścia osób, i ruszyliśmy sobie w kierunku Zwierzyńca, żeby połączyć się z tamtejszą ekipą i wspólnie dojechać do celu. O co właściwie chodzi w tym rajdzie? W różnych miastach i miasteczkach regionu formują się grupy rowerzystów i każda z tych grup jedzie wyznaczoną dla siebie trasą (głównie terenem) i tak spotykają się wszyscy na Wzgórzu Polak, o umówionej godzinie.
Po co jadą? Chodzi o świętowanie rocznicy (150'tej) zwycięskiej bitwy powstania styczniowego w pobliżu Wzgórza Polak, pod Panasówką. Trzeciego września 1863 roku oddziały powstańców w sile ok. 1000 ludzi, pokonały ponad dwukrotnie liczebniejszy oddział żołnierzy rosyjskich. Była to jedna z większych bitew powstania styczniowego.
Rowerzyści na Wzgórzu Polak w Panasówce © kierowcaroweru


Z domu wyruszam ok. 8'mej i jak to u mnie ostatnio bywa - z lekkim opóźnieniem . Muszę gonić ekipę, także rozgrzewkę mam już z głowy:-) Po kilku kilometrach dopadam peleton i już wspólnie jedziemy do Zwierzyńca. Na miejscu jesteśmy z półgodzinnym zapasem i przy okazji zaopatrujemy się w pobliskim sklepie.
Zwierzyniecka ekipa powoli rośnie w siłę, zjeżdżają się osoby w różnym wieku, od tych poniżej 10 lat, do takich po siedemdziesiątce. Oficjalny start ze Zwierzyńca mam miejsce o godz. 10'tej. Początkowo kilka kilometrów jazdy po asfalcie, a potem jazda po roztoczańskich bezdrożach. Czarnym szlakiem łącznikowym lecimy sobie do Lipowca. Jest trochę jazdy wąwozem lessowym, trochę widoczków, ale jest też niczego sobie podjazd, dlatego peleton mocno się rozciąga.
W wąwozie na szlaku łącznikowym do Lipowca © kierowcaroweru


Rowerzyści na punkcie widokowym © kierowcaroweru


Widok na dolinę Wieprza z okolic góry Dąbrowa © kierowcaroweru


Jest ciekawie, bo jadą z nami pracownicy Roztoczańskiego Parku Narodowego, którzy przy okazji dzielą się z uczestnikami wiedzą o regionie. Miło posłuchać mądrego człowieka:-)
Spokojnie jedziemy sobie do tego Lipowca, chociaż chwilami dopada nas z Mirkiem głupawka i podkręcamy tempo, prowokując przy tym prowadzącego grupę:-)
W Lipowcu krótki odpoczynek, czekanie na spóźnialskich i ruszamy dalej. Następne kilometry to kilka podjazdów, trochę piachu i...w końcu meta - jesteśmy na Wzgórzu Polak jako pierwsza grupa.
Na Szlaku Pogranicza Regionów © kierowcaroweru


Zjazd do Panasówki © kierowcaroweru


Widok ze Wzgórza Polak na Równinę Biłgorajską © kierowcaroweru


Na miejscu czeka już na nas ciepły posiłek i muzyka disco polo, szaleństwo normalnie:-) W międzyczasie dojeżdżają pozostałe grupy i zaczynają się uroczystości. Następuje złożenie wieńca, prezentacja uzbrojenia z czasów powstania styczniowego i omówienie przebiegu bitwy.
Przy okazji fotografuję bardzo rzadko już spotykany samochód:-)
Samochód wszechstronnego zastosowania:-) © kierowcaroweru


Tzw. paśnik przy Wzgórzu Polak:-) © kierowcaroweru


Rowerzyści na Wzgórzu Polak © kierowcaroweru


Uroczystości kończą się po godzinie 13'tej i wszyscy rozjeżdżają się w swoje strony. My lecimy asfaltem do Zwierzyńca, a dalsza część trasy to już przewaga terenu. W Guciowie wjeżdżamy do lasu i tak jedziemy sobie do Bliżowa. W międzyczasie psuje się pogoda i zaczyna padać deszcz, nie jest dobrze. Roztocze Środkowe to piaszczysta kraina, a dodatkowo panująca wcześniej długa susza jeszcze bardziej pogorszyła sytuację. Jedzie się ciężko, ale najgorzej mają rowery - od każdego słychać zgrzyt z napędu i chrobotanie z hamulców, ale co poradzić, bywa.
Między Bliżowem, a Wojdą zdobywamy jeszcze górę Szczob.
Podjazd w deszczu na górę Szczob © kierowcaroweru


Na asfalt wjeżdżamy w Szewni Dolnej, to już koniec terenu na dzisiaj - jeszcze tylko kilka kilometrów i dom. Podprowadzam jeszcze chłopaków na podjeździe do punktu widokowego Hubale i wracam.
Na miejscu zabieram się od razu za mycie roweru bo...
Skutki jazdy w deszczu i po piachu © kierowcaroweru


Buty też nie wyglądały najlepiej:-) © kierowcaroweru


Mimo niesprzyjającej aury, wypad zaliczam do udanych. Zresztą, we wszystkim trzeba potrafić znaleźć coś dobrego, wszystko ma swój urok. Na pewno pozostaną wrażenia i będzie co wspominać!
Pozdrawiam!

Szlak Przemysko - Sanocki

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(2)
Przejechanie szlaku Przemysko - Sanockiego chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu. W ostatnim czasie kilkakrotnie próbowaliśmy z kumplem ustalić jakiś termin, żeby obu nam pasowało. Finalnie jednak, jak to często w takich sytuacjach bywa, pojechałem sam:-)
Pierwotnie plan zakładał wyjazd PKS'em do Jarosławia parę minut po północy, dojazd rowerem do Przemyśla, gdzie miałem poczekać aż wstanie dzień i zaczynać przygodę ze szlakiem. Niestety piątek był dla mnie ciężkim dniem, byłem zmęczony, chciało mi się spać, a wiedziałem że w autobusie nie dam rady nawet na chwilkę się zdrzemnąć. Następuje szybka modyfikacja planu - wyjazd nie po północy, a o 7'mej rano i nie PKS'em, a szynobusem.
Tradycyjnie wstawiam zdjęcie okładkowe:

Okolice Birczy © kierowcaroweru


W szynobusie jest całkiem przyjemnie, dość luźno, cicho, a przede wszystkim chłodno. Rozmawiam sobie z miłym Panem, który również postanowił przewieźć swój rower na pokładzie, z tym że on wysiada znacznie wcześniej niż ja, bo Józefowie Roztoczańskim. Są jednak dwie rzeczy, które w tym szynobusie mi się nie podobają: niekiedy jedzie baaaardzo wolno, to raz, a dwa - zatrzymuje się na każdej stacji, nawet na takich totalnie nieodwiedzanych przez kogokolwiek, do których bez maczety nie dojdziesz, bo tak zarośnięte wszystko wokół:-)

Na pokładzie szynobusa © kierowcaroweru


Wysiadam w Jarosławiu, różnica temperatur łeb urywa, ale jechać trzeba. Przede mną prawie 40 km asfaltem do Przemyśla, a jadę mniej uczęszczanymi drogami, przez Boratyn i Rokietnicę. W Przemyślu odpalam sobie Locusa, dzięki któremu bez problemu trafiam do siedziby przemyskiego PTTK, przy której jest też początek tytułowego szlaku.

Ulica Waygarta w Przemyślu - początek szlaku Sanocko - Przemyskiego © kierowcaroweru


Szlak już na samym początku prowadzi ostro pod górę, wspinam się po bruku na wzgórze zamkowe, przejeżdżam przez park zamkowy i wjeżdżam na kulminację Zniesienia. Na górze jest stacja kolejki krzesełkowej i roztacza się piękny widok na miasto.

Widok na Przemyśl z góry Zniesienie © kierowcaroweru


Piękno położenie Przemyśla © kierowcaroweru


Niebawem opuszczam zamieszkałe tereny i wjeżdżam do lasu, poruszam się dość ujeżdżoną drogą w Lesie Pikulickim, czyli już na terenie Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego.

W Lesie Pikulickim © kierowcaroweru


Na początku trochę podjazdów, zdobywam m.in. Wapielnicę i Hielichę, a później dość długi zjazd i po chwili wyjeżdżam już na asfalt w pobliżu wioski Brylińce. Kończy mi się zapas płynów, dlatego zahaczam o sklep i robię sobie krótką przerwę, tutaj też uruchamiam Navime. Za wsią jadę ścieżkami skrajem lasu i cały czas mocno pod górę, by dotrzeć do wyludnionej wioski Kopyśno. Następny cel to Kopystańka, czyli najwyższe wzniesienie Pogórza Przemyskiego, po drodze taki oto krzyż:

Krzyż na rozstaju dróg © kierowcaroweru


Co prawda, szlak nie prowadzi przez szczyt Kopystańki, ale z myślą o ładnych widokach wspinam się na górę, zresztą byłoby to nie w moim stylu:-)
Powietrze jest niestety mało przejrzyste, ale i tak widoki są niesamowite!

Widok z Kopystańki © kierowcaroweru


Na szczycie Kopystańki © kierowcaroweru


Dalsza droga prowadzi leśną przecinką wzdłuż linii wysokiego napięcia, która jest miejscami mocno zarośnięta jeżynami, czasem wolę przenieść rower, bo o kapcia nie trudno. Męczę się tak kawałek, by potem wjechać na odkryty teren i znowu podziwiać krajobraz.

W okolicach Kopystańki © kierowcaroweru


Po miłej jeździe wierzchowinami następuje nie mniej miły zjazd do wsi Posada Robotycka, na ostatnim odcinku po betonowych płytach i odcinkami bardzo stromo.
We wsi fotografuję najstarszą cerkiew na ziemiach polskich - jej prezbiterium pochodzi podobno z przełomu XIV i XV w.!

Cerkiew w Posadzie Robotyckiej © kierowcaroweru


Przez kilka następnych kilometrów poruszam się asfaltem, doliną rzeki Wiar. Niektórzy uznają ją za najczystszą rzekę w Polsce. Po drodze mijam dwójkę ludzi, którzy szukając ochłody, postawili sobie krzesła na drodze z betonowych płyt, przez którą przepływa rzeka i tak sobie siedzą, a woda prawie po tyłki:-)
Ciekawie to wyglądało, ale nie mam zdjęcia niestety.
Po szosie dojeżdżam do Łodzianki Górnej, gdzie znów na chwilę wracam w teren.
Po drodze kilka zdjęć i fajny zjazd do Birczy.

Okolice wioski Łodzianka © kierowcaroweru


Okolice Birczy © kierowcaroweru


Zjazd przed Birczą © kierowcaroweru


W Birczy postanawiam znaleźć jakąś knajpkę i zjeść coś konkretniejszego. Zabieram się też za analizę swojej sytuacji, wiem już, że nie dam rady dojechać szlakiem do Sanoka za dnia. Mam do wyboru nocną jazdę, ale to się mija z celem - nie wybiera się takich widokowych szlaków tylko po to, żeby je przejechać za wszelką cenę, tu chodzi o podziwianie widoków. Ta opcja odpada. Mogę też kałatać do Sanoka asfaltem, ale prawda jest taka, że planowałem odwiedzić tamtejszy skansen, który o tej porze już jest zamknięty. To również odpada. Szybka kalkulacja i postanawiam dojechać szlakiem do Roztoki, a dalej po asfalcie do Tyrawy Wołoskiej. Przegłosowane jednogłośnie, ruszam:-)
Na początek lekki podjazd, a dalej poruszam się miłym, śródleśnym asfalcikiem.

Śródleśny asfalcik w okolicach Kiczerki © kierowcaroweru


Na wysokości Łomnej odbijam w las w lekko hardorową ścieżkę - nie brakuje jeżyn, błota, gałęzi, przedzierania się przez strumyczki. Przy okazji ranię się tymi jeżynami niejednokrotnie do krwi, ale teren to teren:-)
W końcu dojeżdżam do spokojnej wioseczki o nazwie Leszczawa Górna. Bardzo tam ładnie, sielskie krajobrazy, z dala od cywilizacyjnego zgiełku, życie musi tam płynąć jakoś inaczej - wolniej, przyjemniej...Doskonale wiem, jak jechać dalej, ale i tak zagaduję stojącego przy drodze dziadka i pytam o drogę na Sanok, widzę że jest zainteresowany moją osobą, dlatego nawiązuję kontakt. Miło:-)

Podjazd za Leszczawą Górną © kierowcaroweru


Po pokonaniu podjazdu moim oczom ukazuje się taki oto widok:

Okolice wsi Roztoka © kierowcaroweru


Zjeżdżam do Roztoki, jem batonika i zostaje mi jeszcze 10 km asfaltowej jazdy do Tyrawy Wołoskiej. W międzyczasie brat wysyła mi numer telefonu do faceta oferującego kwatery. Te ostatnie kilometry umykają szybko, jedzie mi się bardzo dobrze, a to pewnie za sprawą wspomnianego batonika. Dodam tylko, że chodzi o batona musli z Lidla, a te są całkiem ok - dają moc, nie zamulają jak Snickers, szybko się "wchłaniają" i są tanie. Normalnie same plusy, polecam:-)

W drodze do Tyrawy Wołoskiej © kierowcaroweru


Wspomnieć należy też o moim miejscu noclegowym - całkiem ok, dobrze trafiłem. Okazało się, że pokój obok jest wynajmowany przez panią, która odnawia malowidła ścienne w miejscowym kościółku. Rozmawiamy dłuższy czas o cerkwiach, zabytkach i innych takich, jak na przewodników przystało. Jest mi miło tym bardziej, że owa Pani ma sporą wiedzę o cerkwiach z mojego regionu, fajnie:-)
Tak oto kończy się dzień, bardzo męczący zresztą - bardzo wysoka temperatura i ogólna duchota w powietrzu dały mi w kość niesamowicie. Dobrze, że ktoś wymyślił izotoniki, bo pewnie bym się przekręcił:-)
Szlaku Przemysko - Sanockiego nie przejechałem niestety w całości. Nie byłoby problemu gdybym wyjechał o północy z Zamościa, ale niestety, organizm domagał się snu. Jakby nie było, nacieszyłem się dziś pięknymi widokami jak mało kiedy!
Pozdrawiam

Maraton Kresowy w Chełmie

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(1)
Kategoria do 100km, Po terenie
Przyszła pora, żeby spróbować swoich sił w maratonach MTB. Koledzy namówili mnie na udział w Maratonie Kresowym w Chełmie i muszę przyznać, że mi się to spodobało - chodzi o samą jazdę, bo organizacja i uczciwość niektórych uczestników to już nie bardzo. Zacznę od początku.
Korzystam z podwózki do Zamościa, gdzie pakujemy rowery na samochód Mirka i lecimy do Chełma. Na miejscu jesteśmy godzinę przed startem maratonu. Zapisujemy się w biurze zawodów, robimy krótką rozgrzewkę, przy okazji jakieś pogaduchy ze znajomymi, a tymczasem zbiera się coraz więcej uczestników.

Przed startem maratonu w Chełmie © kierowcaroweru


Po chwili jest już naprawdę spora grupa ludzi - nie spodziewałem się tego.
Na początek trzy kilometry dojazdu do miejsca startu ostrego, ale jak się okazuje, niektórzy już tutaj zaczynają mocno cisnąć. Rozpoczyna się ustawianie w sektorach - tutaj nie obywa się bez problemów, ale po chwili oczekuję już na start w grupie jadącej Mega. Nie traktuję tego wyścigu jakoś mocno poważnie - chodzi mi raczej o rozeznanie się w temacie, dlatego ustawiam się na samym końcu i czekam na to, co się będzie działo. Wymieniam kilka zdań z innymi zawodnikami i...ruszyła maszyna. Początek to jazda polną drogą, a jest sucho jak cholera, kurzy się niesamowicie. Jest trochę miejsca i wyprzedzam kilka osób, potem kawałek wąskiej ścieżki, a dalej krótki odcinek asfaltu, gdzie mocno przyspieszam, dzięki czemu zyskuję kilkanaście miejsc. Niebawem wjeżdżamy do lasu, po którym tłuczemy się przez znaczną część maratonu. Szkoda tylko, że niektóre odcinki robimy po kilka razy - a w tamtych stronach można było przygotować naprawdę fajną pętelkę. Trudno, nie mi o tym decydować.
W okolicach piętnastego kilometra dochodzę grupkę ok dziesięciu zawodników, przebijam się do przodu i pytam jednego: ilu przed nami? W odpowiedzi słyszę: ...a ch..j mnie to obchodzi! :-) No nic, wyprzedzam ich i niebawem dojeżdżam do pierwszego bufetu, gdzie łapię banana i śmigam dalej. Kolejne kilometry to jazda po tym lesie cały czas - na szczęście jest trochę podjazdów i nuda aż tak nie doskwiera:-) Mniej więcej w połowie trasy zaczyna mnie boleć brzuch - prawdopodobnie banany i pepsi nie mogą się dogadać w żołądku:-)
Dłuższy czas jadę sam i nie widzę żywej duszy na trasie, a żeby było wesoło nucę sobie jakieś duperele:-) Nie będę tego dokładniej opisywał i przejdę do końcówki wyścigu - tam przynajmniej coś się dzieje:-)
Jeszcze przed wyjazdem z lasu - na ostatnich kilku kilometrach, wyprzedza mnie dwóch gości. Nie jadą jakoś bardzo szybko, dlatego siadam im na kole. Ostatni etap wyścigu to jazda polnymi drogami wśród pól z widokiem na Chełm - tutaj jedzie mi się bardzo dobrze, a licznik pokazuje przedział 32-35 km/h. Bez problemu wyprzedzam tych dwóch kolesi, a nawet łatam jeszcze (kilometr przed metą) jednego zawodnika, który był na tyle daleko, że nie wierzyłem w powodzenie:-) Ostatnie kilkaset metrów przed metą to jazda po kostce brukowej przy zalewie w Pokrówce. Tam cisnę ile wlezie, ale krzyczę wcześniej na spacerujących sobie ludzi (!!!), żeby zeszli z drogi. Po 62 km jazdy przekraczam linię mety i muszę Wam powiedzieć, że to bardzo fajne uczucie:-)
Na mecie robię sobie pamiątkową fotkę z kiblem w tle, a nie jest to zwykły kibel - podobno jakiś super hiper turbo i same takie tam:-)

Pamiątkowe zdjęcie pod kiblem:-) © kierowcaroweru


Ludzie oczekują na ogłoszenie wyników © kierowcaroweru


No dobra, o co chodziło z tą organizacją i co mi się nie podobało:
1. Trasa wyścigu i jazda po kilka razy tą samą ścieżką (widać na Endo)
2. Bałagan na starcie i jeszcze większy bałagan przy ogłaszaniu wyników (czekaliśmy ok. dwóch godzin i się nie doczekaliśmy, wywieszano niekompletne listy z błędami, a nawet gubiły się statuetki dla zawodników)
3. Nieuczciwość niektórych zawodników, trasa dawała możliwość skracania sobie drogi (jeśli ktoś się wcześniej przygotował) i niektórzy śmiało z tej możliwości korzystali. Nazbierało się sporo pisemnych wniosków o ukaranie tych nieuczciwych.
4. Coś tam jeszcze, ale nie pamiętam:-)

Po maratonie odpoczynek i uzupełnianie straconych kalorii pod parasolkami na rynku w Chełmie:

Rynek w Chełmie © kierowcaroweru


Wracając autem zatrzymaliśmy się na chwilę w Krupem, żeby porobić kilka fotek ruinom tamtejszego zamku. Kiedyś musiało to wyglądać naprawdę okazale.

Tablica informacyjna przy ruinach zamku w Krupe © kierowcaroweru


Ruiny zamku w Krupem © kierowcaroweru


Mnie tylko interesuje jak sobie poradzili młodzi ludzie, którzy malowali sprayem te bazgroły na murach? Jak oni tam wleźli?;-)

Mury zamku w Krupem i jakieś bazgroły © kierowcaroweru


Pozostałości zamku w Krupem © kierowcaroweru


Wpisane kilometry obejmują też dojazd z Pokrówki (mety maratonu) do Chełma i powrót z Zamościa do domu.
Aha, moje wyniki nie powalają, ale byli też gorsi:-)
- 89/146 open
- 24/44 w kategorii (Elita)

Pozdrawiam:-)
/10892555

Lights in night - Roztocze project

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Przyszła w końcu pora na prawdziwy night trip! Chłopaki ze Strefy Rowerowej zaplanowali sobie nocny wyjazd z Zamościa do Wojdy i z powrotem. Fajna sprawa, ale to trochę mało kilometrów, a mi chodził po głowie całonocny wyjazd. Taka inicjatywa spodobała się też Łukaszowi, który postanowił mi potowarzyszyć...
To zdjęcie będzie chyba dobre na okładkę?:-)

To mi się udało:-) © kierowcaroweru


Chłopaki wyjeżdżają z Zamościa o 21:00, a ja mam dołączyć do nich na trasie pół godziny później. Niestety nie do końca mi się to udaje no i...muszę ich gonić. Od początku mocno podkładam do pieca i opłaca się bo udaje mi się dogonić ekipę tuż przed wjazdem do lasu. Zaczyna się terenowa część naszej wycieczki - podjazd do Wojdy. Fajnie się jedzie z ekipą na latarkach pośród ogromnych drzew, przy okazji czuć fajny chłodzik i...komary - a jakże:-)
Do Wojdy docieramy dość szybko, na miejscu chwilkę rozmawiamy, po czym chłopaki wracają do Zamościa, a ja z Łukaszem wyruszamy w kierunku Suśca. Jedziemy leśną drogą do Guciowa przez Bliżów, nad łąkami w pobliżu rzeki Wieprz unosi się mgła - świetnie to wygląd przy świetle księżyca. Niestety mój telefon nie radzi sobie ze zrobieniem dobrego zdjęcia. Między wioskami Guciów i Bondyrz skręcamy na szlak do rezerwatu Debry, który wita nas solidnym podjazdem po nieciekawych betonowych płytach z dziurami. Chwilami trzeba uważać bo dosłownie przód podrywa się do góry - jest tam pewnie z 15%. Niebawem dojeżdżamy do Lasowiec, gdzie napotykamy zielone znaki szlaku Wachniewskiej, którym poruszamy się przez kilka kilometrów. Po drodze Stara Huta i Potok Senderki, skąd wyjeżdżamy na chwilkę na asfalt:
Wyjazd na asfalt w Józefowie Roztoczańskim © kierowcaroweru



Po ok. 1 km jazdy nudzi nam się szosa i znowu wjeżdżamy w teren za znakami ww. szlaku, którym jedziemy do Górecka Kościelnego:-)
Krótki popas na przystanku w Górecku Kościelnym © kierowcaroweru



Po krótkim odpoczynku na przystanku, kontynuujemy naszą wycieczkę - tym razem trzymając się czerwonego szlaku krawędziowego Roztocza. Przed nami kilkadziesiąt kilometrów jazdy po lasach (głównie), bo szlak kończy się w Suścu. Niebawem dojeżdżamy do Tarnowoli, a dalej szlak nas prowadzi stokiem Krzyżowej Góry. Zanim jednak trafiamy na wąską ścieżkę do wzniesienia, przeprawiamy się przez pole żyta. Efekt wiadomy - dość duża rosa powoduje, że po chwili jesteśmy totalnie przemoczeni od pasa w dół:-)
W lesie gdzieś w okolicach Tarnowoli © kierowcaroweru



Dalej brniemy w kierunku Józefowa, a po drodze przebijamy się przez dolinę Nepryszki - oczywiście podmokłą i zarośniętą:-) Nie to żebym narzekał - plan to zakładał, a zresztą, MTB to MTB:-) Przed samym Józefowem gubimy szlak - za wcześnie skręcamy i poruszamy się linią oddziałową. Ostatni raz jechałem tędy w zimie, kiedy było dużo śniegu, ale i tak coś mi nie pasuje. W odnalezieniu szlaku pomaga mi GPS, a dokładnie program KAMAP z wgraną mapą Roztocza Środkowego. Po chwili jesteśmy w józefowskich kamieniołomach, przejeżdżamy obok kirkutu i...po trzech próbach znajdujemy właściwy zjazd do miasteczka. Po ciemachu nie ma lekko:-)
Przebijamy przez Józefów, Pardysówkę, a potem już tylko las, las, las i Czartowe Pole. Parę minut po 03:00 zaczyna się delikatnie rozjaśniać. Po dojechaniu na Czartowe, Łukasz próbuje się chwilkę zdrzemnąć, ale komary uparły się, że lepiej będzie nie czekać, tylko jechać dalej:-)
Nieudana próba drzemki na Czartowym Polu - komary górą:-) © kierowcaroweru


Wzburzony Sopot w Czartowym Polu © kierowcaroweru


Słońce powoli wstaje w Hamerni © kierowcaroweru


Poranne mgiełki nad Sopotem © kierowcaroweru


Jemy pozostałości prowiantu i dalej w drogę, do Suśca zostało jeszcze 15 km jazdy przez lasy Puszczy Solskiej.

Rozpoczynamy dzienny etap naszej wycieczki © kierowcaroweru


Kiedy normalni ludzie jeszcze śpią © kierowcaroweru


Widok na wioskę Nowiny ze szlaku krawędziowego © kierowcaroweru


Na szlaku krawędziowym w okolicach Nowin © kierowcaroweru


Widok z wieży w kamieniołomach w Nowinach © kierowcaroweru


Kamieniołomy w Nowinach © kierowcaroweru



Leśne ścieżki gdzieś pod Suścem © kierowcaroweru


Na chwilę wyjeżdżamy z lasu © kierowcaroweru


Rowery dostają w du.. niesamowicie, raz jedziemy po błocie, raz po kałużach, potem po kopnym piachu, a efekty tego nie tylko widać, ale i słychać - jeden wielki zgrzyt z napędu.

Rowery nie mają lekko! © kierowcaroweru


Zabudowania wioski Oseredek © kierowcaroweru


No i co teraz?:-) © kierowcaroweru


Przez podmokłe łąki znów do lasu © kierowcaroweru


Charakterystyczne leśne ścieżki w pobliżu Suśca © kierowcaroweru


Już jesteśmy prawie w Suścu, jeszcze tylko krótki odcinek wzdłuż rzeczki Jeleń i finał terenowej jazdy. Przede mną już tylko 60 km lajtowego powrotu do domu po asfalcie:-)

Rzeka Jeleń © kierowcaroweru


Mostek na rzece Jeleń © kierowcaroweru


Singielek wzdłuż rzeki © kierowcaroweru


Rower oberwał porządnie © kierowcaroweru


Odprowadzam Łukasza do Tomaszowa, a sam wracam do Zamościa główną drogą - o tej porze wyjątkowo pustą...Dzięki temu czemuś oglądam se w domu telewizję cyfrową:-)
Wieża radiowo-telewizyjna w Tarnawatce © kierowcaroweru


W domku jestem ok 10 rano, spać mi się chce niesamowicie, dlatego szybkie jedzonko i na trzy godziny do wyra.
Powiem Wam, że to bardzo fajna sprawa, taka całonocna jazda po lasach. Naprawdę polecam:-)

Roztocze Wschodnie - odsłona II

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Kolejny raz ustawiłem się z Łukaszem w Tomaszowie, aby wybrać się na Roztocze Wschodnie. Pogoda była ładna, może nawet aż za ładna - niesamowicie gorąco:-)
Dojazd do Tomaszowa z Polanówki (20 km) dość szybkim tempem jak na MTB - średnia 29,5 km/h. Z Tomaszowa pojechaliśmy czerwonym szlakiem wolnościowym do Siedlisk (pod Hrebennem). Wcale łatwo nie było - szlak miejscami bardzo zarośnięty, przewalony drzewami i gałęziami, niekiedy podmokły, a do kompletu dołączyły ogromne ilości nie mających litości komarów. Wyjęcie w lesie mapy z plecaka i jej szybka analiza było nie lada wyzwaniem, takiej plagi chyba jeszcze nie widziałem.
Z Siedlisk pojechaliśmy leśnymi duktami do Prusia, żeby niebawem rozpocząć jazdę zielonym szlakiem im. św. brata Alberta. Szlak ten do najłatwiejszych nie należy - zdarzało nam się przeprawiać przez rzeczkę, kępy pokrzyw itd., ale i tak jest bardzo urokliwy. Tym szlakiem dojechaliśmy do Horyńca Zdroju, gdzie jest m.in nowoczesne centrum rehabilitacji rolników KRUS i Dom Zdrojowy, gdzie można się napić wody z miejscowych źródeł. Ja nie polecam tej z podpisem "Róża III) - siarkowodorowa, jej sam zapach powoduje natychmiastowy odwrót wielu odwiedzających, ale podobno jest zdrowa, podobno:-)
Powrót z Horyńca do Tomaszowa przez małe urokliwe wioski i wąskie leśne asfalty, których w tamtych stronach nie brakuje. W Tomaszowie zostawiłem Łukasza i dalej już sam zmierzyłem się z pozostałymi 40 kilometrami. Aha, w Tomaszowie jeszcze zaczepił mnie jakiś gość, któremu strasznie spodobał się mój rower. Chwilę pogadaliśmy i pojechałem dalej. Parę kilometrów od domu użyczyłem swoich kluczy dwóm chłopakom usiłującym naprawić skuter przy świetle latarni - niestety nic to nie dało, musieli popchać swoją maszynę przez kilka km w towarzystwie komarów.
Nazbierało się trochę tych kilometrów, trochę śladów ugryzień wszelkiego gadostwa, pełno zadrapań na całym ciele od różnego rodzaju chaszczy i...sporo wspomnień. Było fajnie:-) Zapraszam do oglądania.

Figurka św. Tekli w Tomaszowie Lubelskim © kierowcaroweru


Stawy w okolicach Bełżca © kierowcaroweru


Na szlaku bywało i tak:-) © kierowcaroweru


Gdzieś na Roztoczu Wschodnim © kierowcaroweru


Stary przydrożny krzyż © kierowcaroweru


Po ostatnich opadach deszczu © kierowcaroweru


Figurka w miejscu dawnej wsi © kierowcaroweru


Skutki śniegołomów na Roztoczu Wschodnim © kierowcaroweru


Kapliczka "Nad źródłem" w Siedliskach © kierowcaroweru


Białe plamy to miejsca skąd woda wypływa na powierzchnię © kierowcaroweru


Na szlaku im. św. brata Alberta © kierowcaroweru


Pasażer na gapę:-) © kierowcaroweru


Przeprawa przez rzekę © kierowcaroweru


Rzeka przepływa przez drogę © kierowcaroweru


Podobno pokrzywy są zdrowe:-) © kierowcaroweru


Podmokły odcinek szlaku © kierowcaroweru


Raj dla MTB:-) © kierowcaroweru


Ślady po ludności ukraińskiej © kierowcaroweru


Lekko nie ma:-) © kierowcaroweru


Kolejne ślady przeszłości w lesie © kierowcaroweru


W okolicach Dziwięcierza © kierowcaroweru


Jazda pomiędzy drzewami © kierowcaroweru


Kaplica leśna w Nowinach Horynieckich © kierowcaroweru


Źródełka przy kaplicy leśnej w Nowinach Horynieckich © kierowcaroweru


Wiadukt dawnej kolejki w Nowinach Horynieckich © kierowcaroweru


Zdjęcie artystyczne:-) © kierowcaroweru


Centrum Rehabilitacji Rolników KRUS w Horyńcu-Zdroju © kierowcaroweru


Dom Zdrojowy w Horyńcu © kierowcaroweru


Gładkie jak jajko asfalty © kierowcaroweru


Cerkiew w Nowym Bruśnie © kierowcaroweru


Sielskie krajobrazy okolic Narola © kierowcaroweru


Aleja kasztanowa © kierowcaroweru


Ostatnie podjazdy pod Tomaszowem Lubelskim © kierowcaroweru

Krótki wypad z ekipą do Zwierzyńca i nie tylko

Niedziela, 9 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria do 100km, Po terenie
Z ekipą jednak jest wesoło - wycieczka nie za długa, a bardzo przyjemna. Trafiła się też bardzo ładna pogoda. Na początek zdjęcie wstępne:
Okolice Szperówki, widok na Gorajec, Roztocze Zachodnie © kierowcaroweru


Chłopaki ustawiają się w Zamościu i lecą w kierunku Zwierzyńca, dołączam do nich blisko mojej chałupy. Na początku lecimy asfaltem, ale parę kilometrów przed Zwierzyńcem skręcamy w piękne lasy RPN'u i tzw. "drogą kosobudzką" dojeżdżamy prawie pod Rudkę. Trasa naprawdę rewelacyjna - utwardzona szutrem, malownicza, piękny starodrzew, malutkie leśne strumyczki, górki i pagórki...kosmos. Szkoda tylko, że nie wolno tamtędy jeździć - to teren parku i nie ma tam znakowanego szlaku...nas jednak skusiło.
Droga kosobudzka w granicach RPN © kierowcaroweru


Dojeżdżamy do Zwierzyńca, gdzie zaopatrujemy się w sklepie w jakieś jedzonko, niektórzy nawet kupują piwo!!! Coś podobnego!:-)
Przy sklepie zaczepia nas starszy Pan i wypytuje o trasę. Okazuje się, że kiedyś dużo łaził z plecakiem po Roztoczu. Teraz już nie może, bo jest chory...ale mapy dalej nosi przy sobie...
Plaża przy zalewie "Echo" w Zwierzyńcu © kierowcaroweru


Po konsumpcji zakupionego pożywienia, podobnież i piwa, lecimy na Roztocze Zachodnie porobić trochę podjazdów i napatrzeć się na ładne widoki. Z Echa wyjeżdżamy ścieżką po wydmie:
Ścieżka po wydmie do stawów Echo w Zwierzyńcu © kierowcaroweru


Dojeżdżamy do Kawęczynka, gdzie znowu uciekamy w teren jadąc za znakami Szlaku Centralnego.
Okolice Kawęczynka, Szczebrzeszyński Park Krajobrazowy © kierowcaroweru


Tamte strony zwane są krainą tysiąca i jednej tyczki, bo pełno tam upraw fasoli - dobrze się przyjęła na lessowej glebie.
Na Centralnym Szlaku Roztocza, po lewej Czubatka © kierowcaroweru


Niebawem wjeżdżamy do lasu Cetnar, słynnego z powodu wąwozów.
W lesie Cetnar © kierowcaroweru


Szlakiem Centralnym jedziemy do drogi krajowej 74 w okolicach Szperówki.
Skrajem lasu © kierowcaroweru


Chłopaki na podjeździe © kierowcaroweru


I dalej podjazd © kierowcaroweru


Charakterystyczny krajobraz Roztocza Zachodniego © kierowcaroweru


Ze Szperówki jedziemy do Szczebrzeszyna czerwonym szlakiem pieszym. Szlak jest bardzo ładny, jadąc od Szperówki mamy w większości z góry. Jedziemy sobie dosyć szybko, droga przed nami się ładnie wywija, ale w związku z tą szybkością nie zauważam skrętu w prawo i wyjeżdżamy na główną szosę przed samym Szczebrzeszynem.
Na drodze krajowej 74 pod Szczebrzeszynem © kierowcaroweru


Powrót do Zamościa już drogami asfaltowymi, na spokojnie.

Wypad na Roztocze Wschodnie

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(1)
Tego jeszcze nie było - narobiło mi się tyle zaległości we wpisach, że ho ho. Nie ma czasu ostatnio na nic, ale jakoś dam radę, chyba.
Tym razem dzielę się z Wami wrażeniami z wypadu na Roztocze Wschodnie, chyba pierwszego w tym roku, ale z pewnością nie ostatniego. Z góry przepraszam za mocno skrócony opis. No dobra...
Wypad zaplanowałem z kolegą Łukaszem z Tomaszowa Lubelskiego, gdzie też mam się z nim spotkać. Nie chce mi się kałatać rowerem na Tomaszów, dlatego postanawiam dojechać tam PKS'em. Późno wstaję, dlatego na dworzec dojeżdżamy z tatą samochodem, gdzie okazuje się, że nie będzie autobusu tylko bus i nie weźmie roweru, trudno. Samochodem dojeżdżam do Polanówki, a stamtąd już mocnym tempem jadę rowerem do Tomaszowa. Po drodze takie widoki:

Okolice Dąbrowy Tomaszowskiej, widok z krajowej siedemnastki © kierowcaroweru


Maszyny w Tomaszowie - na razie czyste:-) © kierowcaroweru



Zamierzamy przejechać Centralnym Szlakiem Rowerowym Roztocza odcinek Łosiniec - Hrebenne. Do Łosińca dojeżdżamy asfaltem, gdzie odbijamy w lewo i zaczynamy przygodę ze szlakiem, który jest po części asfaltowy, po części terenowy. Do Bełżca dość szybko - tempo na poziomie 25 km/h, na odcinkach asfaltowych dociskamy solidnie, zazwyczaj nie mniej niż 35 km/h. Taki przejazd przez małe wioski i dźwięk opon robi wrażenie na mieszkańcach, najbardziej zainteresowana jest przysklepowa żulerka:-) W Bełżcu popas pod sklepem, bo dalsza część trasy łatwa nie będzie. Jakie jest moje zdziwienie kiedy okazuje się, że Łukasz nie jada bananów, coś takiego - rowerzysta nie tolerujący bananów:-) Trudno, sam zjem 4, a co:-)
Po chwili jedziemy dalej, takich bunkrów na Roztoczu Wschodnim pod dostatkiem:
Jeden z wielu bunkrów gdzieś w okolicach Bełżca © kierowcaroweru


Wiatraki w Dębach pod Lubyczą Królewską © kierowcaroweru



Drugi raz już dzisiaj widzimy coś takiego, komuś strasznie przeszkadzał słupek z oznaczeniem szlaku. Przez następny kilometr jedziemy po takim błocie, że tylko czekać kiedy koła przestaną się kręcić:-)
Przewrócone oznaczenie szlaku © kierowcaroweru


Gdzieś na Centralnym Szlaku Rowerowym Roztocza © kierowcaroweru


Stromy, ale krótki podjazd © kierowcaroweru


Przez pewien odcinek szlak wiedzie wąskimi śródleśnym asfaltami, co nas w końcu wkurza i w okolicach dawnej wsi Horaj wjeżdżamy w teren i jedziemy szlakiem wolnościowym, czerwonym.
Na terenie dawnej wsi Horaj © kierowcaroweru


Stary dębowy krzyż w lesie © kierowcaroweru


Gdzieś na szlaku wolnościowym © kierowcaroweru


W poszukiwaniu krzyża na terenie dawnej wsi Horaj © kierowcaroweru


Na prawo las, na lewo pole © kierowcaroweru



Następnie zjeżdżamy ze szlaku i najbliższą drogą jedziemy w stronę Werchraty, Raz pole, raz las, raz sucho, raz mokro jak cholera.
Chyba to ta droga © kierowcaroweru


W roztoczańskich lasach © kierowcaroweru


Lepiej ominąć bokiem © kierowcaroweru


Docieramy do mocno wyludnionej wsi Łozy, pełno pustych gospodarstw, ale stare budynki kryte prawdziwym gontem i często murowane z kamienia robią wrażenie.

Tereny wsi Łozy pod Werchratą © kierowcaroweru


Stary budyneczek w Łozach © kierowcaroweru


Na terenie mocno wyludnionej wioski Łozy © kierowcaroweru


Kolejny stary budynek w Łozach © kierowcaroweru


Kolejny stary budynek w Łozach © kierowcaroweru


Zjazd do Werchraty © kierowcaroweru


Kościół św. Józefa w Werchracie, dawna cerkiew © kierowcaroweru


Teraz poruszamy się zielonym szlakiem im. św. brata Alberta i kierujemy się na Monastyr. Szlak jest bardzo urokliwy, odcinkami dość trudny, ale gorąco polecam jego przejście/przejazd.
Początek podjazdu pod Monastyr od strony Werchraty © kierowcaroweru


Na szlaku im. św. brata Alberta © kierowcaroweru


Jedna z piwnic na terenie Monastyru © kierowcaroweru


Zjazd z Monastyru © kierowcaroweru


Miejsce dawnej pustelni św. brata Alberta © kierowcaroweru


Miejsce dawnej pustelni brata Alberta © kierowcaroweru


Lasy Roztocza Wschodniego bardzo ucierpiały podczas ostatniej zimy. Ogromne połacie lasu zostały zniszczone przez śniegołomy. Na szlakach pełno gałęzi i patyków, trzeba bardzo uważać.
Na leśnym dukcie pełnym patyków i gałęzi © kierowcaroweru



Niestety jeden kij rozwala Łukaszowi tylną przerzutkę, o kontynuowaniu szlaku nie ma mowy. Do najbliższej wioski prowadzimy rowery, tam odkręcamy przerzutkę, spinamy łańcuch na krótko i emeryckim tempem dojezdżamy do Tomaszowa.
Uszkodzona tylna przerzutka © kierowcaroweru


Skutki zimy na Roztoczu Wschodnim © kierowcaroweru


Stary krzyż w Hucie Lubyckiej © kierowcaroweru


Łukasz w towarzystwie dzieci © kierowcaroweru


Złamany krzyż gdzieś na Roztoczu Wschodnim © kierowcaroweru

Łukasz zostaje w Tomaszowie, a ja ruszam w drogę powrotną do Zamościa. Pod Krasnobrodem zaczyna brakować mi paliwa, dlatego kupuję w sklepie drożdżówkę i jadę dalej. Pozwala mi to na dość sprawne pokonywanie płaskim odcinków, ale na podjazdach czuję ubytek mocy. Do domu docieram za dnia, a rower...no cóż, widać że to sprzęt do jazdy w terenie:-)

Rower po wyjeździe - już czysty nie jest © kierowcaroweru