Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:803.30 km (w terenie 133.00 km; 16.56%)
Czas w ruchu:14:00
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:63.38 km/h
Suma kalorii:2260 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:38.25 km i 4h 40m
Więcej statystyk

Góry Sanocko - Turczańskie. Powrót

Niedziela, 28 lipca 2013 · Komentarze(2)
Góry Sanocko - Turczańskie, i Pogórze Przemyskie zresztą też, to bardzo piękne tereny, ale przyszedł czas wracać. Nie mam konkretnego planu, którędy dokładnie będę jechać, ale wiem jedno - muszę koniecznie odwiedzić cerkiew w Uluczu! Wstaję dosyć wcześnie, bo o 04:30, a na pytanie czemu tak rano, odpowiadam - bo tak:-) Siedzę sobie przy otwartym oknie, patrzę przed siebie, słucham jak rzeka hałasuje po kamieniach i myślę o czymś...nawet nie wiem o czym, ale najważniejsze, że myślę:-) W międzyczasie jem śniadanie i zaczynam przygotowania do drogi.
Wyjeżdżam ostatecznie o 7:00 i przy okazji budzę właścicielkę domu:-)
Początkowo poruszam się czerwonym szlakiem ikon i jadę przez Siemiuszową, Tyrawę Solną, Mrzygłód i tak oto jestem w dolinie Sanu. Jedzie się wyśmienicie, bo poranne słońce nadaje i tak pięknej okolicy niesamowite barwy, zobaczcie sami:
Okolice wsi Siemiuszowa, Góry Słonne © kierowcaroweru


W poszukiwaniu cerkwi w Siemiuszowej © kierowcaroweru


Zawsze kiedy jestem w górach, podobają mi się przejazdy przez małe rzeczki:-)
Częsty widok w górach - przejazd przez rzeczkę (tutaj Tyrawka) © kierowcaroweru


Następne kilometry to jazda urokliwą doliną Sanu, wzdłuż szlaku "Śladami Nadsańskich Umocnień". Jest dość płaska trasa, dlatego polecam ją osobom, które nie przepadają za podjazdami. Ja do takich nie należę:-)
Na chwilę zatrzymuję się w wiosce Dobra i fotografuję ciekawą zabudowę i charakterystyczne wąskie uliczki.
Tutaj czas płynie wolniej, Dobra nad Sanem © kierowcaroweru


W końcu dojeżdżam do Ulucza, gdzie znajduje się jedna z najstarszych i z pewnością jedna z najpiękniejszych polskich cerkiewek. Cerkiew stoi na wzgórzu Dębnik, czyli, jak piszą, w miejscu naturalnie obronnym. Rzeczywiście, wypchanie tam roweru nie jest takie łatwe (oczywiście o jeździe nie ma mowy:-) ). Sama cerkiew to prawdziwa perełka...
Cerkiew w Uluczu © kierowcaroweru


Cerkiew w Uluczu © kierowcaroweru


Podczas zjazdu, tarcze nagrzewają mi się tak, że nie sposób dotknąć palcem. Bez hydrauliki nie polecam:-)
Tymczasem jadę sobie dalej w towarzystwie Sanu...
Przyjemna jazda wzdłuż Sanu © kierowcaroweru


W międzyczasie spokojna asfaltówka zmienia się wybitnie pylącą się szutrówkę, rower błyskawicznie zmienia kolor:-) Taka sytuacja trwa do Wołodzi, ale nie narzekam - w końcu to rower do jazdy w terenie:-) W Dąbrówce Starzeńskiej fotografuję ruiny zamku Kmitów.
Ruiny zamku Kmitów w Dąbrówce Starzeńskiej © kierowcaroweru


Niebawem przejeżdżam przez urocze miasteczko Dynów...
W Dynowie © kierowcaroweru


...a kawałek dalej, w Bachórzu, zatrzymuję się na jakieś jedzonko w słynnej Karczmie pod Semaforem. Tam zabieram się za analizę swojej sytuacji i planowanie dalszej trasy, biorę też pod uwagę temperaturę, która już bardzo mocno daje się we znaki. Mam dwa wyjścia: jechać do Zamościa rowerem, trasą którą doskonale znam i która w jakiś szczególny sposób mnie nie podnieca, albo kierować się do Jarosławia, czyli do miejsca gdzie wczoraj zaczęła się moja wycieczka. Turystyczna natura bierze górę i wybieram jazdę do Jarosławia przez Dubiecko, Nienadową, Jodłówkę i Pruchnik. Liczę na zobaczenie jeszcze czegoś ciekawego, a trzaskanie kilometrów jest w tej chwili dla mnie mniej ważne.
Zapasy płynów i pożywienia uzupełnione - można jechać dalej. Teraz poruszam się dość mocno uczęszczanymi drogami, a o spokoju jaki był w dolinie Sanu, mogę zapomnieć...ale to nic, widoków i tu nie brakuje.
Pogórze Dynowskie, okolice Dubiecka © kierowcaroweru


Za Dubieckiem odbijam do Nienadowej i dalej do Huciska Nienadowskiego. To już droga poboczna, ruch mnie nie męczy, ale niektóre podjazdy dają w kość - wtedy najbardziej odczuwa się ten skwar w powietrzu. Chwilami zaświeca mi się gdzieś w głowie kontrolka "overheat", a izotonik leję w siebie jak w beczkę. Takie upały to u nas niezbyt częste zjawisko, ale jechać trzeba, zresztą - jest lato - jest gorąco:-)
Podjazd za Huciskiem Nienadowskim © kierowcaroweru


Całkiem miło mi się jedzie przez Jodłówkę - dość duża wioska, ciekawie położona, fajna zabudowa i ogólnie jakiś taki fajny klimat tam panuje. Nudy nie ma, podjazdów nie brakuje, ale to już ostatnie dzisiaj, powolutku zbliżam się do płaskości...
Raz w dół, raz w górę - to drugie częściej:-) © kierowcaroweru


Tymczasem powoli zbliżam się już do Jarosławia, po drodze jeszcze Pruchnik (szybki zjazd), a potem już coraz bardziej nudno i płasko. Wskazania temperatury nieraz przekraczały 40st. w słońcu. Jest to mocno odczuwalne, szczególnie kiedy promieniuje człowiekowi w gębę od nagrzanego asfaltu.
Temperatura nie pomaga w jeździe:-) © kierowcaroweru


Około godziny 14'tej jestem już na dworcu w Jarosławiu i analizuję czym wracać do domu: wolnym jak cholera szynobusem, czy PKS'em. Na dworcu siedzą też i rozmawiają se sobą po angielsku jakieś młode niewiasty i dziwią się niesamowicie na widok przejeżdżających, starych jak świat lokomotyw, tzw. "ogórasów":-) Chwilę rozmawiam też z facetem, który interesuje się moją osobą i rowerem. Ja tymczasem wybieram transport autobusem, bo mniej trzeba czekać i dwukrotnie krócej jedzie.
Na dworcu w Jarosławiu © kierowcaroweru


Podróż mija sprawnie, pozostaje tylko dojazd rowerkiem z Zamościa do domu i finał (nie włączałem już Navime)
Wycieczka mimo upałów była bardzo fajna. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie Pogórze Przemyskie - kraina niesamowicie urokliwa, a przy tym tak dzika, niezdeptana przez turystów...rewelacja. Ja takie miejsca właśnie najbardziej lubię. Gorąco polecam i do następnego! :-)

Szlak Przemysko - Sanocki

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(2)
Przejechanie szlaku Przemysko - Sanockiego chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu. W ostatnim czasie kilkakrotnie próbowaliśmy z kumplem ustalić jakiś termin, żeby obu nam pasowało. Finalnie jednak, jak to często w takich sytuacjach bywa, pojechałem sam:-)
Pierwotnie plan zakładał wyjazd PKS'em do Jarosławia parę minut po północy, dojazd rowerem do Przemyśla, gdzie miałem poczekać aż wstanie dzień i zaczynać przygodę ze szlakiem. Niestety piątek był dla mnie ciężkim dniem, byłem zmęczony, chciało mi się spać, a wiedziałem że w autobusie nie dam rady nawet na chwilkę się zdrzemnąć. Następuje szybka modyfikacja planu - wyjazd nie po północy, a o 7'mej rano i nie PKS'em, a szynobusem.
Tradycyjnie wstawiam zdjęcie okładkowe:

Okolice Birczy © kierowcaroweru


W szynobusie jest całkiem przyjemnie, dość luźno, cicho, a przede wszystkim chłodno. Rozmawiam sobie z miłym Panem, który również postanowił przewieźć swój rower na pokładzie, z tym że on wysiada znacznie wcześniej niż ja, bo Józefowie Roztoczańskim. Są jednak dwie rzeczy, które w tym szynobusie mi się nie podobają: niekiedy jedzie baaaardzo wolno, to raz, a dwa - zatrzymuje się na każdej stacji, nawet na takich totalnie nieodwiedzanych przez kogokolwiek, do których bez maczety nie dojdziesz, bo tak zarośnięte wszystko wokół:-)

Na pokładzie szynobusa © kierowcaroweru


Wysiadam w Jarosławiu, różnica temperatur łeb urywa, ale jechać trzeba. Przede mną prawie 40 km asfaltem do Przemyśla, a jadę mniej uczęszczanymi drogami, przez Boratyn i Rokietnicę. W Przemyślu odpalam sobie Locusa, dzięki któremu bez problemu trafiam do siedziby przemyskiego PTTK, przy której jest też początek tytułowego szlaku.

Ulica Waygarta w Przemyślu - początek szlaku Sanocko - Przemyskiego © kierowcaroweru


Szlak już na samym początku prowadzi ostro pod górę, wspinam się po bruku na wzgórze zamkowe, przejeżdżam przez park zamkowy i wjeżdżam na kulminację Zniesienia. Na górze jest stacja kolejki krzesełkowej i roztacza się piękny widok na miasto.

Widok na Przemyśl z góry Zniesienie © kierowcaroweru


Piękno położenie Przemyśla © kierowcaroweru


Niebawem opuszczam zamieszkałe tereny i wjeżdżam do lasu, poruszam się dość ujeżdżoną drogą w Lesie Pikulickim, czyli już na terenie Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego.

W Lesie Pikulickim © kierowcaroweru


Na początku trochę podjazdów, zdobywam m.in. Wapielnicę i Hielichę, a później dość długi zjazd i po chwili wyjeżdżam już na asfalt w pobliżu wioski Brylińce. Kończy mi się zapas płynów, dlatego zahaczam o sklep i robię sobie krótką przerwę, tutaj też uruchamiam Navime. Za wsią jadę ścieżkami skrajem lasu i cały czas mocno pod górę, by dotrzeć do wyludnionej wioski Kopyśno. Następny cel to Kopystańka, czyli najwyższe wzniesienie Pogórza Przemyskiego, po drodze taki oto krzyż:

Krzyż na rozstaju dróg © kierowcaroweru


Co prawda, szlak nie prowadzi przez szczyt Kopystańki, ale z myślą o ładnych widokach wspinam się na górę, zresztą byłoby to nie w moim stylu:-)
Powietrze jest niestety mało przejrzyste, ale i tak widoki są niesamowite!

Widok z Kopystańki © kierowcaroweru


Na szczycie Kopystańki © kierowcaroweru


Dalsza droga prowadzi leśną przecinką wzdłuż linii wysokiego napięcia, która jest miejscami mocno zarośnięta jeżynami, czasem wolę przenieść rower, bo o kapcia nie trudno. Męczę się tak kawałek, by potem wjechać na odkryty teren i znowu podziwiać krajobraz.

W okolicach Kopystańki © kierowcaroweru


Po miłej jeździe wierzchowinami następuje nie mniej miły zjazd do wsi Posada Robotycka, na ostatnim odcinku po betonowych płytach i odcinkami bardzo stromo.
We wsi fotografuję najstarszą cerkiew na ziemiach polskich - jej prezbiterium pochodzi podobno z przełomu XIV i XV w.!

Cerkiew w Posadzie Robotyckiej © kierowcaroweru


Przez kilka następnych kilometrów poruszam się asfaltem, doliną rzeki Wiar. Niektórzy uznają ją za najczystszą rzekę w Polsce. Po drodze mijam dwójkę ludzi, którzy szukając ochłody, postawili sobie krzesła na drodze z betonowych płyt, przez którą przepływa rzeka i tak sobie siedzą, a woda prawie po tyłki:-)
Ciekawie to wyglądało, ale nie mam zdjęcia niestety.
Po szosie dojeżdżam do Łodzianki Górnej, gdzie znów na chwilę wracam w teren.
Po drodze kilka zdjęć i fajny zjazd do Birczy.

Okolice wioski Łodzianka © kierowcaroweru


Okolice Birczy © kierowcaroweru


Zjazd przed Birczą © kierowcaroweru


W Birczy postanawiam znaleźć jakąś knajpkę i zjeść coś konkretniejszego. Zabieram się też za analizę swojej sytuacji, wiem już, że nie dam rady dojechać szlakiem do Sanoka za dnia. Mam do wyboru nocną jazdę, ale to się mija z celem - nie wybiera się takich widokowych szlaków tylko po to, żeby je przejechać za wszelką cenę, tu chodzi o podziwianie widoków. Ta opcja odpada. Mogę też kałatać do Sanoka asfaltem, ale prawda jest taka, że planowałem odwiedzić tamtejszy skansen, który o tej porze już jest zamknięty. To również odpada. Szybka kalkulacja i postanawiam dojechać szlakiem do Roztoki, a dalej po asfalcie do Tyrawy Wołoskiej. Przegłosowane jednogłośnie, ruszam:-)
Na początek lekki podjazd, a dalej poruszam się miłym, śródleśnym asfalcikiem.

Śródleśny asfalcik w okolicach Kiczerki © kierowcaroweru


Na wysokości Łomnej odbijam w las w lekko hardorową ścieżkę - nie brakuje jeżyn, błota, gałęzi, przedzierania się przez strumyczki. Przy okazji ranię się tymi jeżynami niejednokrotnie do krwi, ale teren to teren:-)
W końcu dojeżdżam do spokojnej wioseczki o nazwie Leszczawa Górna. Bardzo tam ładnie, sielskie krajobrazy, z dala od cywilizacyjnego zgiełku, życie musi tam płynąć jakoś inaczej - wolniej, przyjemniej...Doskonale wiem, jak jechać dalej, ale i tak zagaduję stojącego przy drodze dziadka i pytam o drogę na Sanok, widzę że jest zainteresowany moją osobą, dlatego nawiązuję kontakt. Miło:-)

Podjazd za Leszczawą Górną © kierowcaroweru


Po pokonaniu podjazdu moim oczom ukazuje się taki oto widok:

Okolice wsi Roztoka © kierowcaroweru


Zjeżdżam do Roztoki, jem batonika i zostaje mi jeszcze 10 km asfaltowej jazdy do Tyrawy Wołoskiej. W międzyczasie brat wysyła mi numer telefonu do faceta oferującego kwatery. Te ostatnie kilometry umykają szybko, jedzie mi się bardzo dobrze, a to pewnie za sprawą wspomnianego batonika. Dodam tylko, że chodzi o batona musli z Lidla, a te są całkiem ok - dają moc, nie zamulają jak Snickers, szybko się "wchłaniają" i są tanie. Normalnie same plusy, polecam:-)

W drodze do Tyrawy Wołoskiej © kierowcaroweru


Wspomnieć należy też o moim miejscu noclegowym - całkiem ok, dobrze trafiłem. Okazało się, że pokój obok jest wynajmowany przez panią, która odnawia malowidła ścienne w miejscowym kościółku. Rozmawiamy dłuższy czas o cerkwiach, zabytkach i innych takich, jak na przewodników przystało. Jest mi miło tym bardziej, że owa Pani ma sporą wiedzę o cerkwiach z mojego regionu, fajnie:-)
Tak oto kończy się dzień, bardzo męczący zresztą - bardzo wysoka temperatura i ogólna duchota w powietrzu dały mi w kość niesamowicie. Dobrze, że ktoś wymyślił izotoniki, bo pewnie bym się przekręcił:-)
Szlaku Przemysko - Sanockiego nie przejechałem niestety w całości. Nie byłoby problemu gdybym wyjechał o północy z Zamościa, ale niestety, organizm domagał się snu. Jakby nie było, nacieszyłem się dziś pięknymi widokami jak mało kiedy!
Pozdrawiam

Praca

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria do 100km, Po szosie
Kiedy tłukłem się służbowo po mieście, zauważyłem, że zamknęli ulicę Królowej Jadwigi. To słynna ulica, na której zerwano asfalt i położono bruk, w dodatku nierówny jak cholera. Przy okazji zamknęli ulicę Akademicką i samochody jadące w kierunku Starego Miasta od strony Biłgoraja przejeżdżają w większości po tym właśnie bruku. Nie trzeba być inżynierem budownictwa, żeby wiedzieć, że taka nawierzchnia nie zda egzaminu. Bruk zapadał się w różnych miejscach i faceci z szuflami mieli co robić, a w dwóch newralgicznych miejscach położyli cementowe płyty jak na placu buraczanym. To jedno z tych miejsc:
Ulica Królowej Jadwigi w Zamościu © kierowcaroweru


Najprawdopodobniej nie będzie już tych płyt, tylko całość będzie z powrotem wybrukowana. Aha, miasto pozywało już do sądu wykonawcę w związku z tymi uszkodzeniami, ale Ci się bronią, że zrobili dokładnie tak jak było w projekcie i można ich cmoknąć w ...:-) Polska:-)

Do pracy

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria do 100km, Po szosie
Postanowiłem zainstalować sobie aplikację Navime GPS Tracker i włączyłem ją w drodze do pracy. Podoba mi się:-)

Praca

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria do 100km, Po szosie
Do pracy standardowo, czyli dość mocnym tempem. Po pracy trochę pokręciłem się po mieście i wpadłem do Lidla, gdzie kupiłem sobie parę batoników musli - podobno lepsze od Snickersa, bo nie zamulają aż tak. Trafiłem też na wypadek z udziałem samochodu i skutera, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. Zaczepił mnie też facet, który nie wiedział jak dojechać do ZOO. Nie chciało mi się tłumaczyć więc zaproponowałem by jechał za mną - ja rowerem, on samochodem. Odcinek miał ok. 1,5 km, a ja leciałem ok 40 km/h, a było pod wiatr - wszystko po to, by nie blokować ruchu za bardzo:-)
Po drodze jeszcze zrobiłem takie oto zdjęcie:
Świeży asfalt do wioski Hubale © kierowcaroweru

Praca

Piątek, 19 lipca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria do 100km, Po szosie
Coś chyba nie tak z tym Sports Trackerem - nie widać śladu, nie wiem o co się rozchodzi.