Góry Sanocko - Turczańskie. Powrót

Niedziela, 28 lipca 2013 · Komentarze(2)
Góry Sanocko - Turczańskie, i Pogórze Przemyskie zresztą też, to bardzo piękne tereny, ale przyszedł czas wracać. Nie mam konkretnego planu, którędy dokładnie będę jechać, ale wiem jedno - muszę koniecznie odwiedzić cerkiew w Uluczu! Wstaję dosyć wcześnie, bo o 04:30, a na pytanie czemu tak rano, odpowiadam - bo tak:-) Siedzę sobie przy otwartym oknie, patrzę przed siebie, słucham jak rzeka hałasuje po kamieniach i myślę o czymś...nawet nie wiem o czym, ale najważniejsze, że myślę:-) W międzyczasie jem śniadanie i zaczynam przygotowania do drogi.
Wyjeżdżam ostatecznie o 7:00 i przy okazji budzę właścicielkę domu:-)
Początkowo poruszam się czerwonym szlakiem ikon i jadę przez Siemiuszową, Tyrawę Solną, Mrzygłód i tak oto jestem w dolinie Sanu. Jedzie się wyśmienicie, bo poranne słońce nadaje i tak pięknej okolicy niesamowite barwy, zobaczcie sami:
Okolice wsi Siemiuszowa, Góry Słonne © kierowcaroweru


W poszukiwaniu cerkwi w Siemiuszowej © kierowcaroweru


Zawsze kiedy jestem w górach, podobają mi się przejazdy przez małe rzeczki:-)
Częsty widok w górach - przejazd przez rzeczkę (tutaj Tyrawka) © kierowcaroweru


Następne kilometry to jazda urokliwą doliną Sanu, wzdłuż szlaku "Śladami Nadsańskich Umocnień". Jest dość płaska trasa, dlatego polecam ją osobom, które nie przepadają za podjazdami. Ja do takich nie należę:-)
Na chwilę zatrzymuję się w wiosce Dobra i fotografuję ciekawą zabudowę i charakterystyczne wąskie uliczki.
Tutaj czas płynie wolniej, Dobra nad Sanem © kierowcaroweru


W końcu dojeżdżam do Ulucza, gdzie znajduje się jedna z najstarszych i z pewnością jedna z najpiękniejszych polskich cerkiewek. Cerkiew stoi na wzgórzu Dębnik, czyli, jak piszą, w miejscu naturalnie obronnym. Rzeczywiście, wypchanie tam roweru nie jest takie łatwe (oczywiście o jeździe nie ma mowy:-) ). Sama cerkiew to prawdziwa perełka...
Cerkiew w Uluczu © kierowcaroweru


Cerkiew w Uluczu © kierowcaroweru


Podczas zjazdu, tarcze nagrzewają mi się tak, że nie sposób dotknąć palcem. Bez hydrauliki nie polecam:-)
Tymczasem jadę sobie dalej w towarzystwie Sanu...
Przyjemna jazda wzdłuż Sanu © kierowcaroweru


W międzyczasie spokojna asfaltówka zmienia się wybitnie pylącą się szutrówkę, rower błyskawicznie zmienia kolor:-) Taka sytuacja trwa do Wołodzi, ale nie narzekam - w końcu to rower do jazdy w terenie:-) W Dąbrówce Starzeńskiej fotografuję ruiny zamku Kmitów.
Ruiny zamku Kmitów w Dąbrówce Starzeńskiej © kierowcaroweru


Niebawem przejeżdżam przez urocze miasteczko Dynów...
W Dynowie © kierowcaroweru


...a kawałek dalej, w Bachórzu, zatrzymuję się na jakieś jedzonko w słynnej Karczmie pod Semaforem. Tam zabieram się za analizę swojej sytuacji i planowanie dalszej trasy, biorę też pod uwagę temperaturę, która już bardzo mocno daje się we znaki. Mam dwa wyjścia: jechać do Zamościa rowerem, trasą którą doskonale znam i która w jakiś szczególny sposób mnie nie podnieca, albo kierować się do Jarosławia, czyli do miejsca gdzie wczoraj zaczęła się moja wycieczka. Turystyczna natura bierze górę i wybieram jazdę do Jarosławia przez Dubiecko, Nienadową, Jodłówkę i Pruchnik. Liczę na zobaczenie jeszcze czegoś ciekawego, a trzaskanie kilometrów jest w tej chwili dla mnie mniej ważne.
Zapasy płynów i pożywienia uzupełnione - można jechać dalej. Teraz poruszam się dość mocno uczęszczanymi drogami, a o spokoju jaki był w dolinie Sanu, mogę zapomnieć...ale to nic, widoków i tu nie brakuje.
Pogórze Dynowskie, okolice Dubiecka © kierowcaroweru


Za Dubieckiem odbijam do Nienadowej i dalej do Huciska Nienadowskiego. To już droga poboczna, ruch mnie nie męczy, ale niektóre podjazdy dają w kość - wtedy najbardziej odczuwa się ten skwar w powietrzu. Chwilami zaświeca mi się gdzieś w głowie kontrolka "overheat", a izotonik leję w siebie jak w beczkę. Takie upały to u nas niezbyt częste zjawisko, ale jechać trzeba, zresztą - jest lato - jest gorąco:-)
Podjazd za Huciskiem Nienadowskim © kierowcaroweru


Całkiem miło mi się jedzie przez Jodłówkę - dość duża wioska, ciekawie położona, fajna zabudowa i ogólnie jakiś taki fajny klimat tam panuje. Nudy nie ma, podjazdów nie brakuje, ale to już ostatnie dzisiaj, powolutku zbliżam się do płaskości...
Raz w dół, raz w górę - to drugie częściej:-) © kierowcaroweru


Tymczasem powoli zbliżam się już do Jarosławia, po drodze jeszcze Pruchnik (szybki zjazd), a potem już coraz bardziej nudno i płasko. Wskazania temperatury nieraz przekraczały 40st. w słońcu. Jest to mocno odczuwalne, szczególnie kiedy promieniuje człowiekowi w gębę od nagrzanego asfaltu.
Temperatura nie pomaga w jeździe:-) © kierowcaroweru


Około godziny 14'tej jestem już na dworcu w Jarosławiu i analizuję czym wracać do domu: wolnym jak cholera szynobusem, czy PKS'em. Na dworcu siedzą też i rozmawiają se sobą po angielsku jakieś młode niewiasty i dziwią się niesamowicie na widok przejeżdżających, starych jak świat lokomotyw, tzw. "ogórasów":-) Chwilę rozmawiam też z facetem, który interesuje się moją osobą i rowerem. Ja tymczasem wybieram transport autobusem, bo mniej trzeba czekać i dwukrotnie krócej jedzie.
Na dworcu w Jarosławiu © kierowcaroweru


Podróż mija sprawnie, pozostaje tylko dojazd rowerkiem z Zamościa do domu i finał (nie włączałem już Navime)
Wycieczka mimo upałów była bardzo fajna. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie Pogórze Przemyskie - kraina niesamowicie urokliwa, a przy tym tak dzika, niezdeptana przez turystów...rewelacja. Ja takie miejsca właśnie najbardziej lubię. Gorąco polecam i do następnego! :-)

Komentarze (2)

cerkiew faktycznie piękna. Można zaglądać? a trasa? jak zwykle - super ;-)

LeeFuks 08:20 poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Klimat okolic, w których jeżdzisz jest wyjątkowy.

panther 13:55 niedziela, 18 sierpnia 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ykows

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]