Wyjazd do...:-)

Piątek, 23 maja 2014 · Komentarze(1)
Kategoria Po terenie, do 100km
Zrobiło się w końcu ciepło, a nawet gorąco, ale najważniejsze, że deszcz trochę odpuścił. Jeszcze trochę i człowiek popadłby w depresję:-) Postanowiłem zacząć jeździć rowerem do swojej kobity, bo samochodem już mi się znudziło:-)
Z domu wyjeżdżam po 18'tej i zamierzam jechać jak najwięcej po terenie, bo to mi sprawia jak na razie większą frajdę. Na rozgrzewkę taki sobie średni podjazd:
Okolice wioski Hubale
Okolice wioski Hubale © kierowcaroweru

Następnie miły odcinek brzegiem lasu:
Las w okolicach wsi Kąty
Las w okolicach wsi Kąty © kierowcaroweru

Po kilku kilometrach totalnego odludzia, dojeżdżam do wioski Kąty, a tam miłe panie śpiewają sobie majówkę. Ta tradycja już powoli zanika.
Przejeżdżam przez wspomniane Kąty, potem Zawadę, a dalej czeka mnie prosty, kilkukilometrowy odcinek wśród pól. Całkiem fajnie się jechało...z jednym ale - akurat o tej porze rolnicy masowo opryskiwali zboża. Następnym razem zabieram do plecaka maskę na twarz:-)
Wieś Zawada w gminie Zamość
Wieś Zawada w gminie Zamość © kierowcaroweru

Polna droga w kierunku wsi Białobrzegi
Polna droga w kierunku wsi Białobrzegi © kierowcaroweru

Dojeżdżając do szosy prowadzącej z Zamościa do Nielisza, natrafiam na taką oto przeszkodę:
Skutki intensywnych opadów deszczu w gminie Nielisz
Skutki intensywnych opadów deszczu w gminie Nielisz © kierowcaroweru

Nie zamierzam ufajdać roweru i przy okazji siebie, dlatego omijam tą wodę kombinując jak koń pod górę:-)
Dojeżdżam do cywilizacji, a dokładnie do wioski Kolonia Zarudzie, chociaż patrząc na zagęszczenie dziur w asfalcie, to już chyba wolę jazdę polnymi drogami i brak cywilizacji:-) Nawet prędkość na tym "asfalcie" niższa niż na polnych drogach, ale za to skupienie większe...może to tak ma być, ma to poprawiać refleks?:-) Zdjęcia nie dołączam, bo wstyd:-)
Wreszcie wpadam na główną drogę do Nielisza i co dziwne, jak na moją tegoroczną kondycję, całkiem dobrze mi się jedzie, 30 raczej z licznika nie schodzi:-) Taka sielanka długo jednak nie trwa, bo niebawem muszę odbijać znowu na bezdroża, a tam...
Piaszczysta droga w...Ruskich Piaskach:-)
Piaszczysta droga w...Ruskich Piaskach:-) © kierowcaroweru

Miejscowość nazywa się Ruskie Piaski, a więc droga jest typowa:-) Lekko nie jest, muszę prowadzić rower przez niecałe 2km, to tak dla rozprostowania kości. Niebawem docieram do miejsca zwanego przez okolicznych mieszkańców Sudoma, o którym krążą różne, niekoniecznie miłe opowieści. Podobno nie wolno tamtędy przechodzić w nocy bo...(nie napiszę, bo nie wiadomo kto czyta tego bloga) :-) Dla uspokojenia sytuacji dodam, że ja przejeżdżam cało:-)
Po jeszcze kilku kilometrach po asfalcie, dojeżdżam do celu.
Miłego! Cześć:-)


Rozruch po terenie

Sobota, 26 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
Kategoria do 100km, Po terenie
Witam po dłuższej przerwie! Ostatnio bardzo rzadko pojawiam się na stronie i bardzo mało jeżdżę, a to wszystko przez problemy zdrowotne - mam chory żołądek. W tym roku przejechałem może 100km! Wstyd!
Dzisiaj pomyślałem sobie, że może jazda na rowerze dobrze mi zrobi i wybrałem się na pierwszą w tym roku jazdę po lasach. Było całkiem fajnie i będę się starał, żeby w miarę możliwości coś tam skrobać na bikestats. Okładka:
Paśnik gdzieś w lesie
Paśnik gdzieś w lesie © kierowcaroweru

Startuję po południu i jadę polnymi drogami w stronę roztoczańskich lasów.
Przez pustkowie:-)
Przez pustkowie:-) © kierowcaroweru

Niebawem wjeżdżam do lasu, a po przejechaniu kilku kilometrów docieram do leśniczówki Markowiczyzna.
Leśniczówka Markowiczyzna w okolicach wioski Kąty
Leśniczówka Markowiczyzna w okolicach wioski Kąty © kierowcaroweru

Dodam, że takie nazwy leśniczówek najczęściej brały się od imienia urzędującego tam leśniczego.
Tymczasem w lesie już zielono, ptaszki śpiewają i samie takie:-)
A w lesie już zielono
A w lesie już zielono © kierowcaroweru

Leśna dróżka
Leśna dróżka © kierowcaroweru

Docieram do znaków szlaku Wachniewskiej, tzw. obwodnicy RPN, i tak sobie jadę do Skaraszowa. Cały granica parku jest wyznaczona takim oto rowem.
Przy granicy Roztoczańskiego Parku Narodowego
Przy granicy Roztoczańskiego Parku Narodowego © kierowcaroweru

Skrajem lasu
Skrajem lasu © kierowcaroweru

Docieram do Skaraszowa i widzę takie sielskie widoki z bocianami w tle.
Skaraszów - mała wioska przy granicy RPN
Skaraszów - mała wioska przy granicy RPN © kierowcaroweru

Jeszcze kawałek polnymi dróżkami i docieram do domu.
Jazda wśród pól
Jazda wśród pól © kierowcaroweru

Kilometrów niedużo, ale dobre i to. Do następnego:-)


Mr Anderson welcome back! :-)

Środa, 5 lutego 2014 · Komentarze(2)
Kategoria do 100km, Po szosie
Moi drodzy, witam po dłuuugiej nieobecności:-)
Tak się jakoś dziwnie ułożyło, że nie jeździłem na rowerze od października, przez ten czas robiliśmy sobie wycieczki piesze (nie zawsze były to krótkie wycieczki:-) ), ale widzę, że na dłuższą metę tak się nie da:-)
W międzyczasie też miałem problemy zdrowotne i tak oto porobiło się trochę zaległości...przy okazji dodam, że na publikację czeka jeszcze kilka ciekawych wycieczek z ubiegłego roku, w tym trzydniowa wycieczka w Gorce i Pieniny. To już niebawem:-)
Uroczyście oświadczam, że rozpoczynam wreszcie nowy sezon rowerowy! Na początku nie będą to wycieczki jakieś mocno wymagające, ale postaram się by było ciekawie:-)
Postanawiam w końcu przypomnieć sobie jak się jeździ na rowerze:-) Wyruszam rozprostować nogi z zamiarem przejechania kilkunastu kilometrów i robię sobie pętelkę po okolicznych miejscowościach. Na krótkim dystansie testuję jazdę niemal na każdej nawierzchni: po śniegu, lodzie, wodzie i czarnym asfalcie; tylko błota i piasku zabrakło:-) Jest fajnie, tempo emeryta, rozglądanie się dookoła i delektowanie się jazdą...tego mi było trzeba. Moja wycieczka trwa godzinę, czyli w sam raz jak na początek.
Wrzucam jedno zdjęcie przedstawiające skutki ostatnich kilkudniowych śnieżyc:

Ten odcinek odśnieżali co godzinę
Ten odcinek odśnieżali co godzinę © kierowcaroweru
Zapraszam ponownie na mojego bloga! :-)





Do pracy

Poniedziałek, 2 września 2013 · Komentarze(0)
Kategoria do 100km, Po szosie
Do pracy mocnym tempem, a powrót pod bardzo mocny wiatr centralnie w twarz - ciężko było zjechać z góry o spadku ponad 6% :-)
Krajobraz i temperatury już typowo jesienne...

VIII Gwiaździsty Rajd na Wzgórze Polak

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(0)
Witam po dłuższej nieobecności. Kurcze, nazbierało mi się zaległych wpisów z całego miesiąca. Ale jaja, jak to będzie teraz ogarnąć? Może trzeba zabrać się do tego od tyłu? Jest to jakiś plan i tak właśnie zrobię, a nie będzie to dla mnie takie trudne, bo często np. gazetę czytam od tyłu i takie przykłady można mnożyć:-)
Dobra, wystarczy tego wstępu, przejdę do sedna sprawy. W dniu dzisiejszym odbył się już VIII rajd rowerowy na Wzgórze Polak i postanowiłem w końcu wziąć w tym udział. Nazbierało się trochę chłopa z Zamościa, w sumie to chyba ze dwadzieścia osób, i ruszyliśmy sobie w kierunku Zwierzyńca, żeby połączyć się z tamtejszą ekipą i wspólnie dojechać do celu. O co właściwie chodzi w tym rajdzie? W różnych miastach i miasteczkach regionu formują się grupy rowerzystów i każda z tych grup jedzie wyznaczoną dla siebie trasą (głównie terenem) i tak spotykają się wszyscy na Wzgórzu Polak, o umówionej godzinie.
Po co jadą? Chodzi o świętowanie rocznicy (150'tej) zwycięskiej bitwy powstania styczniowego w pobliżu Wzgórza Polak, pod Panasówką. Trzeciego września 1863 roku oddziały powstańców w sile ok. 1000 ludzi, pokonały ponad dwukrotnie liczebniejszy oddział żołnierzy rosyjskich. Była to jedna z większych bitew powstania styczniowego.
Rowerzyści na Wzgórzu Polak w Panasówce © kierowcaroweru


Z domu wyruszam ok. 8'mej i jak to u mnie ostatnio bywa - z lekkim opóźnieniem . Muszę gonić ekipę, także rozgrzewkę mam już z głowy:-) Po kilku kilometrach dopadam peleton i już wspólnie jedziemy do Zwierzyńca. Na miejscu jesteśmy z półgodzinnym zapasem i przy okazji zaopatrujemy się w pobliskim sklepie.
Zwierzyniecka ekipa powoli rośnie w siłę, zjeżdżają się osoby w różnym wieku, od tych poniżej 10 lat, do takich po siedemdziesiątce. Oficjalny start ze Zwierzyńca mam miejsce o godz. 10'tej. Początkowo kilka kilometrów jazdy po asfalcie, a potem jazda po roztoczańskich bezdrożach. Czarnym szlakiem łącznikowym lecimy sobie do Lipowca. Jest trochę jazdy wąwozem lessowym, trochę widoczków, ale jest też niczego sobie podjazd, dlatego peleton mocno się rozciąga.
W wąwozie na szlaku łącznikowym do Lipowca © kierowcaroweru


Rowerzyści na punkcie widokowym © kierowcaroweru


Widok na dolinę Wieprza z okolic góry Dąbrowa © kierowcaroweru


Jest ciekawie, bo jadą z nami pracownicy Roztoczańskiego Parku Narodowego, którzy przy okazji dzielą się z uczestnikami wiedzą o regionie. Miło posłuchać mądrego człowieka:-)
Spokojnie jedziemy sobie do tego Lipowca, chociaż chwilami dopada nas z Mirkiem głupawka i podkręcamy tempo, prowokując przy tym prowadzącego grupę:-)
W Lipowcu krótki odpoczynek, czekanie na spóźnialskich i ruszamy dalej. Następne kilometry to kilka podjazdów, trochę piachu i...w końcu meta - jesteśmy na Wzgórzu Polak jako pierwsza grupa.
Na Szlaku Pogranicza Regionów © kierowcaroweru


Zjazd do Panasówki © kierowcaroweru


Widok ze Wzgórza Polak na Równinę Biłgorajską © kierowcaroweru


Na miejscu czeka już na nas ciepły posiłek i muzyka disco polo, szaleństwo normalnie:-) W międzyczasie dojeżdżają pozostałe grupy i zaczynają się uroczystości. Następuje złożenie wieńca, prezentacja uzbrojenia z czasów powstania styczniowego i omówienie przebiegu bitwy.
Przy okazji fotografuję bardzo rzadko już spotykany samochód:-)
Samochód wszechstronnego zastosowania:-) © kierowcaroweru


Tzw. paśnik przy Wzgórzu Polak:-) © kierowcaroweru


Rowerzyści na Wzgórzu Polak © kierowcaroweru


Uroczystości kończą się po godzinie 13'tej i wszyscy rozjeżdżają się w swoje strony. My lecimy asfaltem do Zwierzyńca, a dalsza część trasy to już przewaga terenu. W Guciowie wjeżdżamy do lasu i tak jedziemy sobie do Bliżowa. W międzyczasie psuje się pogoda i zaczyna padać deszcz, nie jest dobrze. Roztocze Środkowe to piaszczysta kraina, a dodatkowo panująca wcześniej długa susza jeszcze bardziej pogorszyła sytuację. Jedzie się ciężko, ale najgorzej mają rowery - od każdego słychać zgrzyt z napędu i chrobotanie z hamulców, ale co poradzić, bywa.
Między Bliżowem, a Wojdą zdobywamy jeszcze górę Szczob.
Podjazd w deszczu na górę Szczob © kierowcaroweru


Na asfalt wjeżdżamy w Szewni Dolnej, to już koniec terenu na dzisiaj - jeszcze tylko kilka kilometrów i dom. Podprowadzam jeszcze chłopaków na podjeździe do punktu widokowego Hubale i wracam.
Na miejscu zabieram się od razu za mycie roweru bo...
Skutki jazdy w deszczu i po piachu © kierowcaroweru


Buty też nie wyglądały najlepiej:-) © kierowcaroweru


Mimo niesprzyjającej aury, wypad zaliczam do udanych. Zresztą, we wszystkim trzeba potrafić znaleźć coś dobrego, wszystko ma swój urok. Na pewno pozostaną wrażenia i będzie co wspominać!
Pozdrawiam!

Góry Sanocko - Turczańskie. Powrót

Niedziela, 28 lipca 2013 · Komentarze(2)
Góry Sanocko - Turczańskie, i Pogórze Przemyskie zresztą też, to bardzo piękne tereny, ale przyszedł czas wracać. Nie mam konkretnego planu, którędy dokładnie będę jechać, ale wiem jedno - muszę koniecznie odwiedzić cerkiew w Uluczu! Wstaję dosyć wcześnie, bo o 04:30, a na pytanie czemu tak rano, odpowiadam - bo tak:-) Siedzę sobie przy otwartym oknie, patrzę przed siebie, słucham jak rzeka hałasuje po kamieniach i myślę o czymś...nawet nie wiem o czym, ale najważniejsze, że myślę:-) W międzyczasie jem śniadanie i zaczynam przygotowania do drogi.
Wyjeżdżam ostatecznie o 7:00 i przy okazji budzę właścicielkę domu:-)
Początkowo poruszam się czerwonym szlakiem ikon i jadę przez Siemiuszową, Tyrawę Solną, Mrzygłód i tak oto jestem w dolinie Sanu. Jedzie się wyśmienicie, bo poranne słońce nadaje i tak pięknej okolicy niesamowite barwy, zobaczcie sami:
Okolice wsi Siemiuszowa, Góry Słonne © kierowcaroweru


W poszukiwaniu cerkwi w Siemiuszowej © kierowcaroweru


Zawsze kiedy jestem w górach, podobają mi się przejazdy przez małe rzeczki:-)
Częsty widok w górach - przejazd przez rzeczkę (tutaj Tyrawka) © kierowcaroweru


Następne kilometry to jazda urokliwą doliną Sanu, wzdłuż szlaku "Śladami Nadsańskich Umocnień". Jest dość płaska trasa, dlatego polecam ją osobom, które nie przepadają za podjazdami. Ja do takich nie należę:-)
Na chwilę zatrzymuję się w wiosce Dobra i fotografuję ciekawą zabudowę i charakterystyczne wąskie uliczki.
Tutaj czas płynie wolniej, Dobra nad Sanem © kierowcaroweru


W końcu dojeżdżam do Ulucza, gdzie znajduje się jedna z najstarszych i z pewnością jedna z najpiękniejszych polskich cerkiewek. Cerkiew stoi na wzgórzu Dębnik, czyli, jak piszą, w miejscu naturalnie obronnym. Rzeczywiście, wypchanie tam roweru nie jest takie łatwe (oczywiście o jeździe nie ma mowy:-) ). Sama cerkiew to prawdziwa perełka...
Cerkiew w Uluczu © kierowcaroweru


Cerkiew w Uluczu © kierowcaroweru


Podczas zjazdu, tarcze nagrzewają mi się tak, że nie sposób dotknąć palcem. Bez hydrauliki nie polecam:-)
Tymczasem jadę sobie dalej w towarzystwie Sanu...
Przyjemna jazda wzdłuż Sanu © kierowcaroweru


W międzyczasie spokojna asfaltówka zmienia się wybitnie pylącą się szutrówkę, rower błyskawicznie zmienia kolor:-) Taka sytuacja trwa do Wołodzi, ale nie narzekam - w końcu to rower do jazdy w terenie:-) W Dąbrówce Starzeńskiej fotografuję ruiny zamku Kmitów.
Ruiny zamku Kmitów w Dąbrówce Starzeńskiej © kierowcaroweru


Niebawem przejeżdżam przez urocze miasteczko Dynów...
W Dynowie © kierowcaroweru


...a kawałek dalej, w Bachórzu, zatrzymuję się na jakieś jedzonko w słynnej Karczmie pod Semaforem. Tam zabieram się za analizę swojej sytuacji i planowanie dalszej trasy, biorę też pod uwagę temperaturę, która już bardzo mocno daje się we znaki. Mam dwa wyjścia: jechać do Zamościa rowerem, trasą którą doskonale znam i która w jakiś szczególny sposób mnie nie podnieca, albo kierować się do Jarosławia, czyli do miejsca gdzie wczoraj zaczęła się moja wycieczka. Turystyczna natura bierze górę i wybieram jazdę do Jarosławia przez Dubiecko, Nienadową, Jodłówkę i Pruchnik. Liczę na zobaczenie jeszcze czegoś ciekawego, a trzaskanie kilometrów jest w tej chwili dla mnie mniej ważne.
Zapasy płynów i pożywienia uzupełnione - można jechać dalej. Teraz poruszam się dość mocno uczęszczanymi drogami, a o spokoju jaki był w dolinie Sanu, mogę zapomnieć...ale to nic, widoków i tu nie brakuje.
Pogórze Dynowskie, okolice Dubiecka © kierowcaroweru


Za Dubieckiem odbijam do Nienadowej i dalej do Huciska Nienadowskiego. To już droga poboczna, ruch mnie nie męczy, ale niektóre podjazdy dają w kość - wtedy najbardziej odczuwa się ten skwar w powietrzu. Chwilami zaświeca mi się gdzieś w głowie kontrolka "overheat", a izotonik leję w siebie jak w beczkę. Takie upały to u nas niezbyt częste zjawisko, ale jechać trzeba, zresztą - jest lato - jest gorąco:-)
Podjazd za Huciskiem Nienadowskim © kierowcaroweru


Całkiem miło mi się jedzie przez Jodłówkę - dość duża wioska, ciekawie położona, fajna zabudowa i ogólnie jakiś taki fajny klimat tam panuje. Nudy nie ma, podjazdów nie brakuje, ale to już ostatnie dzisiaj, powolutku zbliżam się do płaskości...
Raz w dół, raz w górę - to drugie częściej:-) © kierowcaroweru


Tymczasem powoli zbliżam się już do Jarosławia, po drodze jeszcze Pruchnik (szybki zjazd), a potem już coraz bardziej nudno i płasko. Wskazania temperatury nieraz przekraczały 40st. w słońcu. Jest to mocno odczuwalne, szczególnie kiedy promieniuje człowiekowi w gębę od nagrzanego asfaltu.
Temperatura nie pomaga w jeździe:-) © kierowcaroweru


Około godziny 14'tej jestem już na dworcu w Jarosławiu i analizuję czym wracać do domu: wolnym jak cholera szynobusem, czy PKS'em. Na dworcu siedzą też i rozmawiają se sobą po angielsku jakieś młode niewiasty i dziwią się niesamowicie na widok przejeżdżających, starych jak świat lokomotyw, tzw. "ogórasów":-) Chwilę rozmawiam też z facetem, który interesuje się moją osobą i rowerem. Ja tymczasem wybieram transport autobusem, bo mniej trzeba czekać i dwukrotnie krócej jedzie.
Na dworcu w Jarosławiu © kierowcaroweru


Podróż mija sprawnie, pozostaje tylko dojazd rowerkiem z Zamościa do domu i finał (nie włączałem już Navime)
Wycieczka mimo upałów była bardzo fajna. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie Pogórze Przemyskie - kraina niesamowicie urokliwa, a przy tym tak dzika, niezdeptana przez turystów...rewelacja. Ja takie miejsca właśnie najbardziej lubię. Gorąco polecam i do następnego! :-)

Szlak Przemysko - Sanocki

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(2)
Przejechanie szlaku Przemysko - Sanockiego chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu. W ostatnim czasie kilkakrotnie próbowaliśmy z kumplem ustalić jakiś termin, żeby obu nam pasowało. Finalnie jednak, jak to często w takich sytuacjach bywa, pojechałem sam:-)
Pierwotnie plan zakładał wyjazd PKS'em do Jarosławia parę minut po północy, dojazd rowerem do Przemyśla, gdzie miałem poczekać aż wstanie dzień i zaczynać przygodę ze szlakiem. Niestety piątek był dla mnie ciężkim dniem, byłem zmęczony, chciało mi się spać, a wiedziałem że w autobusie nie dam rady nawet na chwilkę się zdrzemnąć. Następuje szybka modyfikacja planu - wyjazd nie po północy, a o 7'mej rano i nie PKS'em, a szynobusem.
Tradycyjnie wstawiam zdjęcie okładkowe:

Okolice Birczy © kierowcaroweru


W szynobusie jest całkiem przyjemnie, dość luźno, cicho, a przede wszystkim chłodno. Rozmawiam sobie z miłym Panem, który również postanowił przewieźć swój rower na pokładzie, z tym że on wysiada znacznie wcześniej niż ja, bo Józefowie Roztoczańskim. Są jednak dwie rzeczy, które w tym szynobusie mi się nie podobają: niekiedy jedzie baaaardzo wolno, to raz, a dwa - zatrzymuje się na każdej stacji, nawet na takich totalnie nieodwiedzanych przez kogokolwiek, do których bez maczety nie dojdziesz, bo tak zarośnięte wszystko wokół:-)

Na pokładzie szynobusa © kierowcaroweru


Wysiadam w Jarosławiu, różnica temperatur łeb urywa, ale jechać trzeba. Przede mną prawie 40 km asfaltem do Przemyśla, a jadę mniej uczęszczanymi drogami, przez Boratyn i Rokietnicę. W Przemyślu odpalam sobie Locusa, dzięki któremu bez problemu trafiam do siedziby przemyskiego PTTK, przy której jest też początek tytułowego szlaku.

Ulica Waygarta w Przemyślu - początek szlaku Sanocko - Przemyskiego © kierowcaroweru


Szlak już na samym początku prowadzi ostro pod górę, wspinam się po bruku na wzgórze zamkowe, przejeżdżam przez park zamkowy i wjeżdżam na kulminację Zniesienia. Na górze jest stacja kolejki krzesełkowej i roztacza się piękny widok na miasto.

Widok na Przemyśl z góry Zniesienie © kierowcaroweru


Piękno położenie Przemyśla © kierowcaroweru


Niebawem opuszczam zamieszkałe tereny i wjeżdżam do lasu, poruszam się dość ujeżdżoną drogą w Lesie Pikulickim, czyli już na terenie Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego.

W Lesie Pikulickim © kierowcaroweru


Na początku trochę podjazdów, zdobywam m.in. Wapielnicę i Hielichę, a później dość długi zjazd i po chwili wyjeżdżam już na asfalt w pobliżu wioski Brylińce. Kończy mi się zapas płynów, dlatego zahaczam o sklep i robię sobie krótką przerwę, tutaj też uruchamiam Navime. Za wsią jadę ścieżkami skrajem lasu i cały czas mocno pod górę, by dotrzeć do wyludnionej wioski Kopyśno. Następny cel to Kopystańka, czyli najwyższe wzniesienie Pogórza Przemyskiego, po drodze taki oto krzyż:

Krzyż na rozstaju dróg © kierowcaroweru


Co prawda, szlak nie prowadzi przez szczyt Kopystańki, ale z myślą o ładnych widokach wspinam się na górę, zresztą byłoby to nie w moim stylu:-)
Powietrze jest niestety mało przejrzyste, ale i tak widoki są niesamowite!

Widok z Kopystańki © kierowcaroweru


Na szczycie Kopystańki © kierowcaroweru


Dalsza droga prowadzi leśną przecinką wzdłuż linii wysokiego napięcia, która jest miejscami mocno zarośnięta jeżynami, czasem wolę przenieść rower, bo o kapcia nie trudno. Męczę się tak kawałek, by potem wjechać na odkryty teren i znowu podziwiać krajobraz.

W okolicach Kopystańki © kierowcaroweru


Po miłej jeździe wierzchowinami następuje nie mniej miły zjazd do wsi Posada Robotycka, na ostatnim odcinku po betonowych płytach i odcinkami bardzo stromo.
We wsi fotografuję najstarszą cerkiew na ziemiach polskich - jej prezbiterium pochodzi podobno z przełomu XIV i XV w.!

Cerkiew w Posadzie Robotyckiej © kierowcaroweru


Przez kilka następnych kilometrów poruszam się asfaltem, doliną rzeki Wiar. Niektórzy uznają ją za najczystszą rzekę w Polsce. Po drodze mijam dwójkę ludzi, którzy szukając ochłody, postawili sobie krzesła na drodze z betonowych płyt, przez którą przepływa rzeka i tak sobie siedzą, a woda prawie po tyłki:-)
Ciekawie to wyglądało, ale nie mam zdjęcia niestety.
Po szosie dojeżdżam do Łodzianki Górnej, gdzie znów na chwilę wracam w teren.
Po drodze kilka zdjęć i fajny zjazd do Birczy.

Okolice wioski Łodzianka © kierowcaroweru


Okolice Birczy © kierowcaroweru


Zjazd przed Birczą © kierowcaroweru


W Birczy postanawiam znaleźć jakąś knajpkę i zjeść coś konkretniejszego. Zabieram się też za analizę swojej sytuacji, wiem już, że nie dam rady dojechać szlakiem do Sanoka za dnia. Mam do wyboru nocną jazdę, ale to się mija z celem - nie wybiera się takich widokowych szlaków tylko po to, żeby je przejechać za wszelką cenę, tu chodzi o podziwianie widoków. Ta opcja odpada. Mogę też kałatać do Sanoka asfaltem, ale prawda jest taka, że planowałem odwiedzić tamtejszy skansen, który o tej porze już jest zamknięty. To również odpada. Szybka kalkulacja i postanawiam dojechać szlakiem do Roztoki, a dalej po asfalcie do Tyrawy Wołoskiej. Przegłosowane jednogłośnie, ruszam:-)
Na początek lekki podjazd, a dalej poruszam się miłym, śródleśnym asfalcikiem.

Śródleśny asfalcik w okolicach Kiczerki © kierowcaroweru


Na wysokości Łomnej odbijam w las w lekko hardorową ścieżkę - nie brakuje jeżyn, błota, gałęzi, przedzierania się przez strumyczki. Przy okazji ranię się tymi jeżynami niejednokrotnie do krwi, ale teren to teren:-)
W końcu dojeżdżam do spokojnej wioseczki o nazwie Leszczawa Górna. Bardzo tam ładnie, sielskie krajobrazy, z dala od cywilizacyjnego zgiełku, życie musi tam płynąć jakoś inaczej - wolniej, przyjemniej...Doskonale wiem, jak jechać dalej, ale i tak zagaduję stojącego przy drodze dziadka i pytam o drogę na Sanok, widzę że jest zainteresowany moją osobą, dlatego nawiązuję kontakt. Miło:-)

Podjazd za Leszczawą Górną © kierowcaroweru


Po pokonaniu podjazdu moim oczom ukazuje się taki oto widok:

Okolice wsi Roztoka © kierowcaroweru


Zjeżdżam do Roztoki, jem batonika i zostaje mi jeszcze 10 km asfaltowej jazdy do Tyrawy Wołoskiej. W międzyczasie brat wysyła mi numer telefonu do faceta oferującego kwatery. Te ostatnie kilometry umykają szybko, jedzie mi się bardzo dobrze, a to pewnie za sprawą wspomnianego batonika. Dodam tylko, że chodzi o batona musli z Lidla, a te są całkiem ok - dają moc, nie zamulają jak Snickers, szybko się "wchłaniają" i są tanie. Normalnie same plusy, polecam:-)

W drodze do Tyrawy Wołoskiej © kierowcaroweru


Wspomnieć należy też o moim miejscu noclegowym - całkiem ok, dobrze trafiłem. Okazało się, że pokój obok jest wynajmowany przez panią, która odnawia malowidła ścienne w miejscowym kościółku. Rozmawiamy dłuższy czas o cerkwiach, zabytkach i innych takich, jak na przewodników przystało. Jest mi miło tym bardziej, że owa Pani ma sporą wiedzę o cerkwiach z mojego regionu, fajnie:-)
Tak oto kończy się dzień, bardzo męczący zresztą - bardzo wysoka temperatura i ogólna duchota w powietrzu dały mi w kość niesamowicie. Dobrze, że ktoś wymyślił izotoniki, bo pewnie bym się przekręcił:-)
Szlaku Przemysko - Sanockiego nie przejechałem niestety w całości. Nie byłoby problemu gdybym wyjechał o północy z Zamościa, ale niestety, organizm domagał się snu. Jakby nie było, nacieszyłem się dziś pięknymi widokami jak mało kiedy!
Pozdrawiam

Praca

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria do 100km, Po szosie
Kiedy tłukłem się służbowo po mieście, zauważyłem, że zamknęli ulicę Królowej Jadwigi. To słynna ulica, na której zerwano asfalt i położono bruk, w dodatku nierówny jak cholera. Przy okazji zamknęli ulicę Akademicką i samochody jadące w kierunku Starego Miasta od strony Biłgoraja przejeżdżają w większości po tym właśnie bruku. Nie trzeba być inżynierem budownictwa, żeby wiedzieć, że taka nawierzchnia nie zda egzaminu. Bruk zapadał się w różnych miejscach i faceci z szuflami mieli co robić, a w dwóch newralgicznych miejscach położyli cementowe płyty jak na placu buraczanym. To jedno z tych miejsc:
Ulica Królowej Jadwigi w Zamościu © kierowcaroweru


Najprawdopodobniej nie będzie już tych płyt, tylko całość będzie z powrotem wybrukowana. Aha, miasto pozywało już do sądu wykonawcę w związku z tymi uszkodzeniami, ale Ci się bronią, że zrobili dokładnie tak jak było w projekcie i można ich cmoknąć w ...:-) Polska:-)