Powrót pełen rozterek: Nowy Wiśnicz - Zamość

Sobota, 20 kwietnia 2013 · Komentarze(3)
Wystarczy tego obijania się w pięknych okolicach Pogórza Wiśnickiego - przyszła pora wracać do domu. Bardzo miło spędziłem czas z rodziną, oderwałem się na chwilę od codzienności i wypocząłem. Tym bardziej musiałem wracać bo już mi się całkiem robić odechciało, taki tam resecik sobie zrobiłem:-) Z tego co pamiętam, jakoś tak to leciało:
Wyjeżdżam bardzo późno, bo ok. 10'tej, a to przecież dość długa trasa. Pogoda jest w miarę ok - nie ma słońca, ale jest ciepło i bezwietrznie. Jadę przez Stary Wiśnicz i Kobyle do wioski Uszew, gdzie docieram do drogi nr 75 i tak turlam się do Brzeska. I tak zaczyna się moja przygoda z drogą krajową nr 4, druga przygoda zresztą (pierwsza nie była miła), która będzie trwać aż do Łańcuta. Jest sobota i mam cichą nadzieję, że nie będzie typowego dla tego odcinka, ogromnego ruchu. Sama nawierzchnia jest bardzo dobra, no i ruch początkowo umiarkowany.
Droga krajowa nr 4 gdzieś za Brzeskiem w stronę Tarnowa © kierowcaroweru


Tak sobie jadę elegancko tą szeroką skrajnią, tempo przelotowe aktywne - licznik pokazuje ponad 30 km/h i w ogóle wszystko idzie sprawnie.
Droga krajowa nr 4 w okolicach miejscowości Łukanowice © kierowcaroweru


Droga krajowa nr 4 gdzieś w okolicach Tarnowa © kierowcaroweru


Za Tarnowem, niestety, ruch bardzo się wzmaga, a w szczególności ciężarówki dają znać o sobie. Trudno, trzeba jechać dalej. Przejeżdżam przez Pilzno, wspinam się na niewielkie wzniesienie, robię zdjęcie...
Widok na Pilzno z mini podjazdu © kierowcaroweru


...a po chwili dzieje się coś takiego:
Ciało obce w mojej dętce!!! © kierowcaroweru


...no i kończy się sielanka, to jest moment, w którym coś we mnie pęka. Niby błahostka, ale to właśnie spowodowało, że "pałka się przegła". Kiedy kleję i pompuję dętkę, nawet nie jestem w stanie przysłuchać się czy wszystko jest ok i powietrze nie ucieka - hałas przejeżdżających ciężarówek jest przeogromny. Dopiero teraz zaczęło mi to tak bardzo przeszkadzać, że w końcu jechać mi się odechciało. Przychodzą mi do głowy różne pomysły, a to dojechać do Rzeszowa, a dalej autobusem, a to przenocować w Rzeszowie u kumpla...Głupie to, doskonale wiem, że moja wojownicza natura nie pozwoli mi tak pójść na skróty...
Jadę dalej, Dębica, Ropczyce, parę charakterystycznych podrzeszowskich pagórów i jestem w stolicy Podkarpacia.
Rzeszowskie ścieżki rowerowe © kierowcaroweru


Na zdjęciu wygląda to fachowo, ale tan asfalt na ścieżkach jest bardzo nierówny, a i przejazdy niekiedy wymagają "podrzucania" roweru. W Mielcu było dużo lepiej, ale nic więcej nie piszę, bo Zamość nawet do Rzeszowa w ogóle nie podchodzi:-)
Przez Rzeszów turlam się dość powoli, kierując się w stronę Łańcuta. Po kilkunastu kilometrach opuszczam miasto. Dość szybko dobijam do Łańcuta (tu przez chwilę znów myślę o dworcu autobusowym), a tam obieram drogę na Leżajsk. W końcu uciekłem od tego cholernego zgiełku na krajowej czwórce, ale co z tego, skoro dalej nie wraca chęć do jazdy...W miejscowości Dąbrówki zatrzymuję się na stacji Paliw "Bliska", jem hot-doga i popijam colą. Obsługa wykazuje zainteresowanie moją osobą i nie wiedzieć czemu jest bardzo zdziwiona jak można przejechać taką trasę rowerem w jeden dzień. Jest miło.:-)
Docieram do Leżajska, gdzie łapie mnie noc i znowu głupie myśli przychodzą do głowy - myśli związane z autobusem...co za cholera. Jadę dalej, kierunek Naklik, w Kuryłówce odbijam w stronę Tarnogrodu, gdzie niebawem docieram. W Tarnogrodzie kolejny postój na stacji paliw i kolejny hot-dog + herbata. Wolnym tempem dojeżdżam do Biłgoraja, mimo późnej pory miasteczko tętni życiem, wnoszę to po spacerującej tu i ówdzie młodzieży...najczęściej z piwem w ręku:-)
Kilkanaście kilometrów dalej kolejna herbata na stacji w Panasówce, jak to dobrze, że są całodobowe stacje paliw:-)
Teraz poruszam się nocą po praktycznie pustych ulicach, a mimo to motywacja do jazdy nie wraca. W międzyczasie dzwoni brat cioteczny, który mówi żeby zebrał się w sobie i że dam radę. Wiem, że dam radę, ale nie w takim tempie jakbym chciał:-) Docieram do Zwierzyńca, gdzie robię zdjęcie budynku dawnego browaru Zamoyskich.
Budynek dawnego browaru w Zwierzyńcu nocą © kierowcaroweru


Kościół na wodzie o dziwo nie jest oświetlony, to dziwne, zawsze świeci się tak, że widać go z kosmosu...
Do domu już niedaleko...
Już blisko domu © kierowcaroweru

...ale muszę bardzo uważać, bo przede mnę niebywale dziurawy odcinek drogi, tak dziurawy, że nawet je jestem zdziwiony...że jeszcze nic z tym nie zrobili:-)
Ustawiam lampkę tak, by oświetlała drogę na trzy metry przed rowerem i powolutku docieram do domku.
Uff, co za dziwna wycieczka, jeszcze chyba nigdy nie biłem się z myślami podczas jazdy rowerem, tak jak tym razem. Nie przewidziałem, że ruch na czwórce będzie tak ogromny i aż tak zniechęci mnie do jazdy. W tamtym roku obiecałem sobie, że będę omijał tą drogę...no dobra, działa to od teraz:-)
Przepraszam za "jałowe" zdjęcia. Poprawię się!
Pozdrawiam!

Komentarze (3)

Czasami tak się nie chce, że człowiek walczy z sobą. Ale głupio się wycofać jak już się zaczęło :) Tym bardziej gratuluję udanego przejazdu.

trobal 02:28 wtorek, 7 maja 2013

LeeFuks, zgadza się, ekrany stoją w różnych miejscach w miasteczku, m.in. przy browarze. Tutaj dokładniejsze info: http://www.laf.net.pl/
Dzięki!

kierowcaroweru 21:33 poniedziałek, 6 maja 2013

a w tym browarze to czasami festiwal filmowy ekranu swojego nie wstawia? koncertów tam nie ma? bo chyba byłem tam na czymś takim. Gratuluję samozaparcia i pięknego dystansu!!

LeeFuks 21:27 poniedziałek, 6 maja 2013
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zyjdz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]